Co jakiś czas pojawiają się pytania (nie tylko na blogu, ale również w "realu") w jaki sposób zmienić styl odżywiania na makrobiotyczny.
Pierwsza rada - wszelkie gwałtowne zmiany (z dnia na dzień) mogą zakończyć się porażką. Na pewno łatwiej będzie zostać makrobiotykiem wegetarianinowi, niż osobie, która przez całe życie jadła mięso i produkty pochodzenia zwierzęcego.
Na moim blogu propaguję i zachęcam do stosowania makrobiotyki w wersji wegańskiej, ale standardowa makrobiotyka dopuszcza okazjonalne spożywanie mięsa, ryb i owoców morza. Można więc zacząć od stopniowego ograniczania spożycia produktów pochodzenia zwierzęcego - od kilku razy w tygodniu, aż do całkowitego zaprzestania. Od 6 lat jestem wegetarianką i decyzja o "porzuceniu" mięsa przyszła mi bardzo łatwo, gdyż w moim przypadku spożywanie go przynosiło więcej szkody niż pożytku.
Mam grupę krwi A, dla której korzystne jest tylko kilka rodzajów mięsa (i to bynajmniej nie tego, które można kupić w zwykłym markecie, raczej trzeba byłoby na nie zapolować...), a nabiał jest bardzo niekorzystny. Gdy zaprzestałam jedzenia mięsa, z czasem stałam się mniej nerwowa i skłonna do gniewu oraz złości, co tylko potwierdza tezę, że spożywanie mięsa wiąże się z przejmowaniem pewnych aspektów świadomości zabijanych zwierząt, stąd rosnąca agresja w społeczeństwie - jada się coraz więcej mięsa coraz gorszej jakości. To ostatnie wynika z faktu, że warunki życia i uśmiercania zwierząt stają się bardziej masowe, uprzemysłowione, a życie traktuje się przedmiotowo. Ale przepraszam, to nie miał być wpis o przesłankach dla weganizmu, tylko o przejściu na makrobiotykę. A więc do rzeczy.
Standardowy talerz makrobiotyczny składa się w 50-60% z pełnych ziaren zbóż, dalsze 25-30% spożywanego w ciągu dnia pożywienia stanowią warzywa, 5-10% rośliny strączkowe i wodorosty morskie, i 5% zupy. Do tego kilka razy w tygodniu spożywa się lokalnie uprawiane sezonowe owoce oraz nasiona i orzechy.
Aby wypracować taki model odżywiania i uniknąć gwałtownych reakcji ze strony ciała (choć bardziej będzie buntował się umysł, sprawdziłam to na sobie - ciało było szczęśliwe:), a także by nie przygniótł nas ogrom zmian (zaczną pojawiać się myśli typu: po co mi to, nie dam rady, czy naprawdę muszę rezygnować z tego, co lubię i co uchodzi za zdrowe, itp.) można przez jakiś czas stosować następujący model żywienia:
1. Włączaj do posiłków pełne ziarna zbóż - zastąp nimi spożywane (zapewne) do tej pory oczyszczone ziarna tj. biały ryż, białą mąkę (pieczywo, makarony).
2. Unikaj (aż do kompletnego wyeliminowania) produktów rafinowanych, takich jak wspomniana wyżej biała mąka, biały ryż i biały cukier, które powodują demineralizację (stąd rosnąca sprzedaż suplementów wśród społeczeństw jedzących zgodnie z piramidą zdrowego żywienia).
3. Zacznij stosować wodorosty morskie np. wakame lub kombu. Dodawaj je w czasie gotowania do zbóż i roślin strączkowych. Wodorosty mają praktycznie wszystkie niezbędne minerały i witaminy, a ponadto poprawiają strawność pokarmów, do których są dodawane.
4. Wyeliminuj pokarmy o skrajnej energii jin i jang - gdy przestaniesz jeść mięso, zniknie apetyt na słodycze i alkohol (oczywiście jest to myśl nieco uproszczona, bo od smaku słodkiego nie tak łatwo się odzwyczaić).
Stopniowe przechodzenie na dietę bezmięsną:
1. Zmniejsz porcje mięsa i spożywaj je z dużą ilością nieskrobiowych i zielonych liściastych warzyw - należą do nich różne odmiany kapusty, kalafior, brokuł, seler naciowy, szparagi, rzodkiew, rzepa, szpinak, jarmuż, ogórek, cukinia, cebula, czosnek, por, zielona fasolka i zielony groszek, kukurydza.
2. Najpierw zacznij ograniczać spożycie mięsa czerwonego, potem drobiu, w następnej kolejności ryb, a na końcu nabiału i jajek. Zarówno mięso jak i nabiał i jajka przyczyniają się do powstania śluzu w organizmie i wytworzenia stanu wilgoci, czego następstwem może być powstawanie obrzęków i guzów (rak to przykład choroby, której przyczyną jest nadmiar wilgoci w organizmie). Tak więc zamiast nabiału spożywamy więcej zbóż.
Podczas przechodzenia na makrobiotyczny wegański sposób odżywiania stosujemy zasady łączenia pokarmów, które ułatwiają i polepszają trawienie:
1. Dbaj o prostotę posiłków - im mniej składników, tym mniejsze obciążenie dla układu trawiennego.
2. Główny posiłek możesz zacząć od zupy miso, która pobudzi trawienie.
Słone pokarmy spożywaj przed pokarmami o innych smakach, gdyż sól opada na dno żołądka i pobudza wydzielanie soków żołądkowych niezbędnych do trawienia innych pokarmów.
3. Jeśli twój posiłek nie był zbyt dobrze zbilansowany (za dużo składników lub złe połączenie) zjedz na koniec ogórka kiszonego lub łyżkę innej kiszonki.
4. Nie łącz pokarmów zawierających skrobię z pokarmami bogatymi w białko, takimi jak rośliny strączkowe (fasole, groch, soczewice i ich kiełki), produkty sojowe (miso, tempeh, tofu), orzechy i nasiona, oraz wszystkie produkty pochodzenia zwierzęcego.
Pokarmy zawierające skrobię to: zboża (i ich kiełki), chleb, makaron, ryż, ziemniaki, marchew, buraki, dynia, kabaczek.
Jeśli zdarzy ci się w jednym posiłku łączyć skrobię z białkiem, to najpierw zjedz pokarm białkowy, a potem skrobiowy. Proporcja białka do skrobi (gdy przygotowujemy np. kotlety ze zbóż i strączkowych) powinna wynosić maksymalnie 1:2, a najlepiej 1:7.
5. Staraj się łączyć maksymalnie 2 rodzaje skrobi w jednym posiłku.
6. Pokarmy zawierające skrobię możesz łączyć z pokarmami bogatymi w tłuszcze (awokado, oliwki, masło, śmietana) i olejami.
6. Zielone i niskoskrobiowe warzywa (różne odmiany kapusty, kalafior, brokuł, seler naciowy, szparagi, rzodkiew, rzepa, szpinak, jarmuż, ogórek, cukinia, cebula, czosnek, por, zielona fasolka i zielony groszek, kukurydza) łącz z pokarmami zawierającymi skrobię albo białko, albo z tłuszczami i olejami.
7. Owoce i pokarmy słodzone (oczywiście naturalnymi słodami) jedz osobno i w małych ilościach. Owoce można łączyć z sałatą i selerem naciowym.
Stosowanie się do tych zasad sprawi, że przejście na nową dietę nie będzie "bolesne". Tak jak już wspomniałam, ciało będzie wdzięczne za każdą pozytywną zmianę, a taką z pewnością jest przejście na żywienie oparte na pełnowartościowych pokarmach roślinnych. Prawidłowe łączenie pokarmów zapewni dobre trawienie i dobre samopoczucie.
W zależności od tego, w jaki sposób dana osoba odżywiała się wcześniej, reakcje ze strony organizmu mogą pojawić się wcześniej lub później. Można spodziewać się chwilowego pogorszenia samopoczucia spowodowanego odtruwaniem. Wszystko to, co się wydarzy trzeba potraktować jako pozytywny objaw przechodzenia na nową dietę (ona nikomu nie ma prawa zaszkodzić).
Nie tylko ciało będzie wysyłało różne sygnały, bo zmiany zachodzą także na poziomu umysłu i emocji - również w tym względzie makrobiotyka pozwoli osiągnąć równowagę.
Osobiście, na początku stosowania makrobiotyki nie odczuwałam większych zmian w ciele - najbardziej zauważalne było zrzucenie paru zbędnych kilogramów i osiągnięcie idealnej sylwetki (to taki miły bonus:), a także ogromny przypływ energii (biegałam jak szalona). Polepszyło się trawienie, przyspieszyła przemiana materii. Jednak to, co się działo z moją psychiką i umysłem zaskoczyło mnie najbardziej. Odczuwałam ogromny entuzjazm (szczególnie dla makrobiotycznego gotowania, które stało się moją pasją, czego wyrazem jest między innymi ten blog), radość i harmonię. Po raz pierwszy w życiu poczułam się zrównoważona - wszystko było we właściwym miejscu.
Niestety taki stan nie trwa wiecznie - od tego czasu przeszłam już kilka tzw. kryzysów, głównie z powodu słodyczy i kawy. Odkryłam, że choć potrafię ich sobie odmawiać miesiącami, to moje myśli co jakiś czas powracają do nich. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że jest to kwestia wypracowanych przez lata nawyków i emocjonalnego stosunku do jedzenia (po słodycze sięgałam w chwilach stresu, przygnębienia, zniechęcenia itd.). Tego typu trudności można jednak pokonać pracując nad zmianą własnych przekonań, ale to już temat na innego posta.
Skutkiem stosowania makrobiotyki jest też rosnąca niechęć do wszystkiego, co nie jest korzystne dla organizmu. Tylko raz w ciągu ostatniego półrocza skusiłam się na zjedzenie muffina i wypicie kawy, i ciężko to odchorowałam. Miałam objawy zatrucia jak po przeholowaniu z alkoholem, jeden dzień przeleżałam w łóżku z nudnościami i potwornym bólem głowy. Taka jest cena, jaką płaci się za osiągnięcie równowagi; kiedyś byłam tak zatruta, że mogłam zjeść wszystko i nic mi nie było w stanie zaszkodzić.
W każdym razie pomimo trudności, które pojawiają się co jakiś czas, nie wyobrażam sobie rezygnacji z makrobiotyki i weganizmu, dzięki którym wróciłam do zdrowia, a moje życie zyskało nową lepszą jakość.
Pierwsza rada - wszelkie gwałtowne zmiany (z dnia na dzień) mogą zakończyć się porażką. Na pewno łatwiej będzie zostać makrobiotykiem wegetarianinowi, niż osobie, która przez całe życie jadła mięso i produkty pochodzenia zwierzęcego.
Na moim blogu propaguję i zachęcam do stosowania makrobiotyki w wersji wegańskiej, ale standardowa makrobiotyka dopuszcza okazjonalne spożywanie mięsa, ryb i owoców morza. Można więc zacząć od stopniowego ograniczania spożycia produktów pochodzenia zwierzęcego - od kilku razy w tygodniu, aż do całkowitego zaprzestania. Od 6 lat jestem wegetarianką i decyzja o "porzuceniu" mięsa przyszła mi bardzo łatwo, gdyż w moim przypadku spożywanie go przynosiło więcej szkody niż pożytku.
Mam grupę krwi A, dla której korzystne jest tylko kilka rodzajów mięsa (i to bynajmniej nie tego, które można kupić w zwykłym markecie, raczej trzeba byłoby na nie zapolować...), a nabiał jest bardzo niekorzystny. Gdy zaprzestałam jedzenia mięsa, z czasem stałam się mniej nerwowa i skłonna do gniewu oraz złości, co tylko potwierdza tezę, że spożywanie mięsa wiąże się z przejmowaniem pewnych aspektów świadomości zabijanych zwierząt, stąd rosnąca agresja w społeczeństwie - jada się coraz więcej mięsa coraz gorszej jakości. To ostatnie wynika z faktu, że warunki życia i uśmiercania zwierząt stają się bardziej masowe, uprzemysłowione, a życie traktuje się przedmiotowo. Ale przepraszam, to nie miał być wpis o przesłankach dla weganizmu, tylko o przejściu na makrobiotykę. A więc do rzeczy.
Standardowy talerz makrobiotyczny składa się w 50-60% z pełnych ziaren zbóż, dalsze 25-30% spożywanego w ciągu dnia pożywienia stanowią warzywa, 5-10% rośliny strączkowe i wodorosty morskie, i 5% zupy. Do tego kilka razy w tygodniu spożywa się lokalnie uprawiane sezonowe owoce oraz nasiona i orzechy.
Aby wypracować taki model odżywiania i uniknąć gwałtownych reakcji ze strony ciała (choć bardziej będzie buntował się umysł, sprawdziłam to na sobie - ciało było szczęśliwe:), a także by nie przygniótł nas ogrom zmian (zaczną pojawiać się myśli typu: po co mi to, nie dam rady, czy naprawdę muszę rezygnować z tego, co lubię i co uchodzi za zdrowe, itp.) można przez jakiś czas stosować następujący model żywienia:
- 35% pełne ziarna zbóż (stopniowo zwiększamy ich udział w jadłospisie do 60%)
- 20-25% warzywa (zielone, skrobiowe, niskoskrobiowe, wodorosty i mikroalgi)
- 5-15% rośliny strączkowe (fasole, groch, soczewice, kiełki tych roślin) oraz tofu i miso
- 5-15% owoce oraz orzechy i nasiona (w małych ilościach)
- 10% - produkty pochodzenia zwierzęcego (ich udział zmniejszamy stopniowo do 0)
1. Włączaj do posiłków pełne ziarna zbóż - zastąp nimi spożywane (zapewne) do tej pory oczyszczone ziarna tj. biały ryż, białą mąkę (pieczywo, makarony).
2. Unikaj (aż do kompletnego wyeliminowania) produktów rafinowanych, takich jak wspomniana wyżej biała mąka, biały ryż i biały cukier, które powodują demineralizację (stąd rosnąca sprzedaż suplementów wśród społeczeństw jedzących zgodnie z piramidą zdrowego żywienia).
3. Zacznij stosować wodorosty morskie np. wakame lub kombu. Dodawaj je w czasie gotowania do zbóż i roślin strączkowych. Wodorosty mają praktycznie wszystkie niezbędne minerały i witaminy, a ponadto poprawiają strawność pokarmów, do których są dodawane.
4. Wyeliminuj pokarmy o skrajnej energii jin i jang - gdy przestaniesz jeść mięso, zniknie apetyt na słodycze i alkohol (oczywiście jest to myśl nieco uproszczona, bo od smaku słodkiego nie tak łatwo się odzwyczaić).
Stopniowe przechodzenie na dietę bezmięsną:
1. Zmniejsz porcje mięsa i spożywaj je z dużą ilością nieskrobiowych i zielonych liściastych warzyw - należą do nich różne odmiany kapusty, kalafior, brokuł, seler naciowy, szparagi, rzodkiew, rzepa, szpinak, jarmuż, ogórek, cukinia, cebula, czosnek, por, zielona fasolka i zielony groszek, kukurydza.
2. Najpierw zacznij ograniczać spożycie mięsa czerwonego, potem drobiu, w następnej kolejności ryb, a na końcu nabiału i jajek. Zarówno mięso jak i nabiał i jajka przyczyniają się do powstania śluzu w organizmie i wytworzenia stanu wilgoci, czego następstwem może być powstawanie obrzęków i guzów (rak to przykład choroby, której przyczyną jest nadmiar wilgoci w organizmie). Tak więc zamiast nabiału spożywamy więcej zbóż.
Podczas przechodzenia na makrobiotyczny wegański sposób odżywiania stosujemy zasady łączenia pokarmów, które ułatwiają i polepszają trawienie:
1. Dbaj o prostotę posiłków - im mniej składników, tym mniejsze obciążenie dla układu trawiennego.
2. Główny posiłek możesz zacząć od zupy miso, która pobudzi trawienie.
Słone pokarmy spożywaj przed pokarmami o innych smakach, gdyż sól opada na dno żołądka i pobudza wydzielanie soków żołądkowych niezbędnych do trawienia innych pokarmów.
3. Jeśli twój posiłek nie był zbyt dobrze zbilansowany (za dużo składników lub złe połączenie) zjedz na koniec ogórka kiszonego lub łyżkę innej kiszonki.
4. Nie łącz pokarmów zawierających skrobię z pokarmami bogatymi w białko, takimi jak rośliny strączkowe (fasole, groch, soczewice i ich kiełki), produkty sojowe (miso, tempeh, tofu), orzechy i nasiona, oraz wszystkie produkty pochodzenia zwierzęcego.
Pokarmy zawierające skrobię to: zboża (i ich kiełki), chleb, makaron, ryż, ziemniaki, marchew, buraki, dynia, kabaczek.
Jeśli zdarzy ci się w jednym posiłku łączyć skrobię z białkiem, to najpierw zjedz pokarm białkowy, a potem skrobiowy. Proporcja białka do skrobi (gdy przygotowujemy np. kotlety ze zbóż i strączkowych) powinna wynosić maksymalnie 1:2, a najlepiej 1:7.
5. Staraj się łączyć maksymalnie 2 rodzaje skrobi w jednym posiłku.
6. Pokarmy zawierające skrobię możesz łączyć z pokarmami bogatymi w tłuszcze (awokado, oliwki, masło, śmietana) i olejami.
6. Zielone i niskoskrobiowe warzywa (różne odmiany kapusty, kalafior, brokuł, seler naciowy, szparagi, rzodkiew, rzepa, szpinak, jarmuż, ogórek, cukinia, cebula, czosnek, por, zielona fasolka i zielony groszek, kukurydza) łącz z pokarmami zawierającymi skrobię albo białko, albo z tłuszczami i olejami.
7. Owoce i pokarmy słodzone (oczywiście naturalnymi słodami) jedz osobno i w małych ilościach. Owoce można łączyć z sałatą i selerem naciowym.
Stosowanie się do tych zasad sprawi, że przejście na nową dietę nie będzie "bolesne". Tak jak już wspomniałam, ciało będzie wdzięczne za każdą pozytywną zmianę, a taką z pewnością jest przejście na żywienie oparte na pełnowartościowych pokarmach roślinnych. Prawidłowe łączenie pokarmów zapewni dobre trawienie i dobre samopoczucie.
W zależności od tego, w jaki sposób dana osoba odżywiała się wcześniej, reakcje ze strony organizmu mogą pojawić się wcześniej lub później. Można spodziewać się chwilowego pogorszenia samopoczucia spowodowanego odtruwaniem. Wszystko to, co się wydarzy trzeba potraktować jako pozytywny objaw przechodzenia na nową dietę (ona nikomu nie ma prawa zaszkodzić).
Nie tylko ciało będzie wysyłało różne sygnały, bo zmiany zachodzą także na poziomu umysłu i emocji - również w tym względzie makrobiotyka pozwoli osiągnąć równowagę.
Osobiście, na początku stosowania makrobiotyki nie odczuwałam większych zmian w ciele - najbardziej zauważalne było zrzucenie paru zbędnych kilogramów i osiągnięcie idealnej sylwetki (to taki miły bonus:), a także ogromny przypływ energii (biegałam jak szalona). Polepszyło się trawienie, przyspieszyła przemiana materii. Jednak to, co się działo z moją psychiką i umysłem zaskoczyło mnie najbardziej. Odczuwałam ogromny entuzjazm (szczególnie dla makrobiotycznego gotowania, które stało się moją pasją, czego wyrazem jest między innymi ten blog), radość i harmonię. Po raz pierwszy w życiu poczułam się zrównoważona - wszystko było we właściwym miejscu.
Niestety taki stan nie trwa wiecznie - od tego czasu przeszłam już kilka tzw. kryzysów, głównie z powodu słodyczy i kawy. Odkryłam, że choć potrafię ich sobie odmawiać miesiącami, to moje myśli co jakiś czas powracają do nich. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że jest to kwestia wypracowanych przez lata nawyków i emocjonalnego stosunku do jedzenia (po słodycze sięgałam w chwilach stresu, przygnębienia, zniechęcenia itd.). Tego typu trudności można jednak pokonać pracując nad zmianą własnych przekonań, ale to już temat na innego posta.
Skutkiem stosowania makrobiotyki jest też rosnąca niechęć do wszystkiego, co nie jest korzystne dla organizmu. Tylko raz w ciągu ostatniego półrocza skusiłam się na zjedzenie muffina i wypicie kawy, i ciężko to odchorowałam. Miałam objawy zatrucia jak po przeholowaniu z alkoholem, jeden dzień przeleżałam w łóżku z nudnościami i potwornym bólem głowy. Taka jest cena, jaką płaci się za osiągnięcie równowagi; kiedyś byłam tak zatruta, że mogłam zjeść wszystko i nic mi nie było w stanie zaszkodzić.
W każdym razie pomimo trudności, które pojawiają się co jakiś czas, nie wyobrażam sobie rezygnacji z makrobiotyki i weganizmu, dzięki którym wróciłam do zdrowia, a moje życie zyskało nową lepszą jakość.
Dziękuję. :)
OdpowiedzUsuńMam bardzo podobny punkt widzenia, do tego który tutaj przedstawiasz. Ja sama jestem wege od 13 lat. Chciałabym jednak zadać Ci pytanie. Wielu wegetarian i wegan dosyć spory nacisk kładzie na wodorosty, które są luksusem. Drogocenne dla naszego organizmu jak też przeczyszczające dla portfela. Myślisz, że coś mogłoby je zastąpić? Np nasze polskie zioła, które są o wiele tańsze a równie zdrowe, jedynie stosowanie ich znowu wymaga wiedzy? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWidzę, że osobiście trochę w innej kolejności zmierzam ku makrobiotyce, ponieważ najpierw wyeliminowałem z niej produkty mleczne, które powodowały, jak się okazało po ich odstawieniu, wiele kłopotów zdrowotnych, w tym m.in. infekcji usznych (w tym powiększenie węzła chłonnego za prawym uchem), ŁZS, ciągłych przeziębień, itp. Rozumiem Panią doskonale-sam miałem niedawno problem żołądkowy, gdy zjadłem jedną kupną, wędzoną kiełbasę, po której nikomu z rodziny nic nie było, a tylko mnie. Nie mam z kolei takiej reakcji po kiełbasie kupowanej od znajomych ze świniobicia. Pozdrawiam i dziękuję za ten wpis!
OdpowiedzUsuń"Zarówno zboża jak i nabiał i jajka przyczyniają sie do powstawania śluzu"?- pewnie mialo być zarówno MIĘŚÓ jak i nabiał i jajka :) tak tylko, żeby nie mylić poprawiam.
OdpowiedzUsuńJest Pani moją inspiracją zaraz po Pani Żak-Cyran i Panu Kłodawskim. Pozdrawiam.
Cześć, trafiłam na Twojego bloga po przeczytaniu pierwszej książki nt. makrobiotyki (Stanisława Olko "Makrobiotyka w polskiej kuchni" i proszę, odpowiedz mi na jedno pytanie: Jak mieć czas na inne sprawy poza gotowaniem? Pytam poważnie i bez złośliwości, po prostu trochę mnie przeraża gotowanie ziaren przez kilka godzin.. Przecież to chyba trzeba pilnować i mieszać co chwilę? Jeśli znajdziesz chwilę napisz mi proszę mejla na olenka_5@o2.pl bo pewnie będę miała więcej pytań. Jeśli będziesz miała czas i ochotę oczywiście :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńok, napiszę :)
UsuńMakrobiotyka tylko na pierwszy rzut oka wydaje się tak strasznie czasochłonna.
UsuńZiarna gotujesz raz, dwa razy w tygodniu i przechowujesz do kilku dni w chłodnym pomieszczeniu, lodówce albo tak jak teraz - na dworze.
No i nie mieszasz w garze w czasie gotowania. Jak ugotujesz zboża raz i drugi, to za trzecim będziesz wiedziała dokładnie ile powinno być wody, żeby nic się nie przypaliło.
Jak zrobisz sobie z ziaren kotlety/pasztet, to też masz co jeść przez kolejne 3 obiady/kolacje.
To samo dotyczy zup - też gotuję większe ilości na kilka dni. Np. jak gotuję obrane buraczki na obiad, to do wody od gotowania dodaję zakwasu na żurek i już mam pyszny bulion na śniadanie.
Nie sugeruj się tym, co jest w przepisach na blogu - większość z nich to potrawy dodatkowe, bo głównym składnikiem każdego posiłku (50%) są ziarna albo kasze.
I uwaga na koniec - każda kuchnia, również makrobiotyczna, wymaga poznania i nauczenia się jakichś konkretnych technik gotowania. Po prostu trzeba poświęcić na to czas i energię, nauczyć się jak każdej innej rzeczy. A potem jest już z górki :)
Bardzo fajny blog. Dlugo szukalem czegos takiego. Czy moge zasugerowac temat kolejnego artykulu? Jak sobie radzic, gdy pracujemy w biurze? Czy przygotowujemy dania na nastepny dzien i zabieramy w pudeleczkach? A gdy nie ma sposobu, zeby podgrzac jedzenie, co wtedy? Skad moje pytanie, od paru miesiecy zmagam sie z wilgosci i wyziebieniem dolnych czesci ciala, jestem w trackje leczenia wg TCM (ziola + aku) - mam przykazanie jesc jak najwiecej posilkow cieplych - trudno to troche zorganizowac. Dodam, ze jestem weganem od roku/wegetarianinem od 3 lat. Pozdrawiam serdecznie. Robert
OdpowiedzUsuńJeśli długo nie ma Cię poza domem, a do tego w pracy nie ma warunków do odgrzewania jedzenia (oczywiście mikrofalę wykluczamy), to chyba najlepszym rozwiązaniem jest kupienie dobrego termosu. Możesz wtedy wziąć sobie jakąś fajną gęstą zupę, plus do tego pieczywo, albo potrawę ze zbóż. Ziarna, np. orkisz, quinoa, żyto, są dobre także na zimno jako składnik sałatek.
UsuńDziekuje za sugestie :)
OdpowiedzUsuńRobert