Dlaczego makrobiotyka?

Ten blog to dokumentacja rewolucji jaka dokonała się w moim życiu za sprawą makrobiotyki w wersji wegańskiej. Do zainteresowania się nią skłoniła mnie przebyta choroba nowotworowa. Chciałabym podzielić się moimi doświadczeniami, pomysłami na pyszne wegańskie makrobiotyczne posiłki i rozważaniami o zdrowiu i naturalnym stylu życia.
Makrobiotyka to nie tylko "dieta", ale styl życia, sposób myślenia i postępowania. Makrobiotyka, choć niektórym może wydawać się bardzo rygorystyczna (bo przecież trzeba zrezygnować z produktów pochodzenia zwierzęcego i większości tzw. normalnego jedzenia) i trudna do zrealizowania (posiłki przygotowywane są na bieżąco i kilka godzin dziennie trzeba spędzić w kuchni), jest tak naprawdę jedną wielką przygodą. Jedzenie makrobiotyczne jest pyszne, naturalne, energetyczne, służy naszemu zdrowiu, przywraca równowagę i daje jasność umysłu. Kuchnia makrobiotyczna to pole popisu dla osób kreatywnych, które lubią eksperymentować, ale jednocześnie w życiu realizują się w wielu innych dziedzinach. Im dłużej stosujesz makrobiotykę, tym mniej zastanawiasz się co ugotować, jak skomponować posiłki, wystarczy, że interpretujesz sygnały, które wysyła ci twoje ciało i po prostu gotujesz "intuicyjnie". I każdy posiłek staje się prawdziwą ucztą.


sobota, 5 grudnia 2015

Tofu po grecku (znane również jako pseudoryba po grecku;)

Oto idealna potrawa na zbliżające się Święta. Tofu przyrządzone według zamieszczonego poniżej przepisu znakomicie komponuje się z pasztetem, pierogami i ziarnami zbóż.

Składniki (porcja na 6 osób, czyli w sam raz na mniejszą Wigilię):
- 2 duże marchewki
- 2 pasternaki
- spory kawałek selera
- 8-cm kawałek pora
- duża cebula albo 2 małe
- ząbek czosnku
- 2 kostki tofu (po 180 gramów każda)

Przygotowanie:
Tofu kroimy w średniej wielkości, kwadratowe kawałki i marynujemy w sosie shoyu lub tamari (z każdej strony kilka minut).

Połowę warzyw ścieramy na tarce na drobnych oczkach, a połowę kroimy na średniej wielkości kawałki.
Por, czosnek i cebulkę podsmażamy na oleju i trzymamy przez chwilę pod przykryciem, a następnie dodajemy warzywa (te w kawałkach), podlewamy wodą (na wysokość 1 cm) i dusimy pod przykryciem przez ok. 10 minut. W tym czasie smażymy tofu (każdy kawałek z każdej strony).
Po 10 minutach dodajemy do warzyw w kawałkach warzywa starte, podlewamy wodą i dusimy przez 20 minut. Tofu cały czas trzymamy na patelni (w sumie podsmażamy je przez pół godziny).

Następnie do warzyw dodajemy litr zmiksowanych pomidorów z sokiem, tofu, mieszamy i zostawiamy na ogniu pod przykryciem na kolejne 10 minut licząc od momentu zagotowania.
Pod koniec doprawiamy 2 łyżeczkami czubrycy, 2 łyżeczkami miso rozpuszczonymi w odrobinie wrzątku, pieprzem, solą i zagęszczamy 2 łyżkami mąki kukurydzianej rozpuszczonymi w odrobinie zimnej wody.

Smacznego!

sobota, 31 stycznia 2015

Pasztet z kaszy jaglanej, gryczanej i quinoa

Od jakiegoś czasu pasztety na stałe goszczą w naszej kuchni.
Ich przygotowanie jest proste, można je spożywać na wiele sposobów i dobrze się przechowują.

Składniki:
- po jednej filiżance kaszy jaglanej, gryczanej i quinoa
- siedem filiżanek wrzącej wody
- po łyżeczce soli, pieprzu, tymianku i cząbru
- po pół łyżeczki papryki i kurkumy
- rozdrobniony wodorost wakame
- garść suszonych pomidorów

Przygotowanie:
Wszystkie składniki wrzucamy do rondla i gotujemy 30 minut na małym ogniu.
Pod koniec gotowania dodajemy łyżeczkę miso rozpuszczoną w odrobinie wrzątku i doprawiamy 2 łyżkami sosu shoyu lub tamari.
Po ostudzeniu zboża mielimy w maszynce do mięsa z dodatkiem czosnku i natką pietruszki. Masę przekładamy do formy wyłożonej papierem do pieczenia; z wierzchu rozprowadzamy łyżką wodę i posypujemy sezamem i/lub siemieniem lnianym.
Formę przykrywamy folą aluminiową, aby zapobiec wysuszeniu pasztetu i wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 200 stopni. Po godzinie zdejmujemy folię, zmniejszamy temperaturę do 180 stopni i włączamy termoobieg. pieczemy przez kolejne 15 minut.

Co dalej?
Pasztet można jeść tradycyjnie, czyli jako dodatek do pieczywa.
Można go pokroić w grube plastry i odsmażać lub opiekać - będzie doskonałym składnikiem makrobiotycznego obiadu lub kolacji (podajemy "na sucho", z dodatkiem dobrej musztardy, chrzanu lub sosem).
Oczywiście najprostszy sposób, czyli na zimno, też będzie dobry :)

sobota, 24 stycznia 2015

Wegańskie ciasteczka owsiane z dynią

Na temat ciastek owsianych można improwizować w nieskończoność...
Przepis podstawowy udoskonaliłam dodając sok, uwaga - z dyni, jabłek i gruszek, oraz wiórów, które zostały z wyciskania soku. Efekt końcowy był zdumiewający, więc zamieszczam przepis.
Smacznego!

Składniki (porcja dla 4 osób):
- 2 szklanki płatków owsianych
- szklanka mąki owsianej (można zmielić płatki w młynku do kawy)
- po łyżeczce cynamonu i kardamonu
- odrobina soli i gałki muszkatołowej
- sok wyciśnięty z 2 cm kawałka świeżego imbiru
- uprażone na suchej patelni nasiona siemienia lnianego, słonecznika i siekane migdały (łącznie pół szklanki)
- garść bakalii (do wyboru lub łącznie): żurawina, rodzynki, morele
- pół szklanki dobrego nierafinowanego oleju (sezamowego lub ryżowego)
- pół szklanki mleka ryżowego
- 3 jabłka
- 2 gruszki
- 600 ml pokrojonej w kawałki dyni

Przygotowanie:
Najpierw łączymy wszystkie suche składniki. Następnie przygotowujemy sok z 3 jabłek, 2 gruszek i 600 ml dyni. Gdy sok jest gotowy, filiżankę zagotowujemy z filiżanką mleka ryżowego. Wszystkie wióry, które zostały po wyciśnięciu soku, plus olej dodajemy do suchych składników, mieszamy i na koniec zalać wrzącym płynem (sok + mleko).
W dłoniach formujemy kulki z ciasta, wykładamy je na rozłożony na płaskiej formie papier do pieczenia i spłaszczamy widelcem.
Ciasteczka pieczemy w 180 stopni na termoobiegu przez ok. 15-20 minut.
Na koniec przybieramy czekoladą - rozpuszczamy ją w wodnej kąpieli i rozprowadzamy pędzelkiem po ciastkach.

sobota, 17 stycznia 2015

Ekspresowe placki z czerwonej soczewicy (wegańskie, bezglutenowe)

Czasem otrzymuję maile z zapytaniami jak pogodzić stosowanie makrobiotyki z prowadzeniem aktywnego życia. Otóż prowadzenie zdrowej, wegańskiej i naturalnej kuchni wcale nie musi być czasochłonne. Dowodem na to, niech będzie zamieszczony poniżej przepis na placki z surowej czerwonej soczewicy. Jedyne, co w przypadku tego dania zabiera czas, to moczenie soczewicy przez noc, no ale do tego przecież nie jest konieczna nasza asysta - robi się samo ;)
Takich szybkich dań jest całe mnóstwo, bo w gruncie rzeczy makrobiotyka polega na tym, aby żyć twórczo, przy czym twórcze działanie nie ma ograniczać się tylko do kuchni. Odżywianie ma być maksymalnie proste, abyśmy cały czas utrzymywali równowagę i mieli czas na aktywność i rozwój w innych dziedzinach życia.


Szybki makrobiotyczny obiad: w roli głównej placki z soczewicy i żyto z sosem miso.
Przygotowanie (5 minut):
Czerwoną soczewicę namaczamy na noc.
Następnego dnia wodę odlewamy, soczewicę płuczemy, przekładamy do głębokiego naczynia i zalewamy zimną wodą, tak aby poziom wody przekraczał poziom soczewicy o ok. 1 cm.
Dodajemy dowolne przyprawy np. w wersji indyjskiej: kurkumę, pieprz, paprykę, kumin lub kolendrę, a w wersji tradycyjnej: pieprz, paprykę i czarnuszkę, lub pieprz, cząber i tymianek. Odrobinę solimy. Całość miksujemy blenderem na gładką, jednolitą masę. Na koniec dodajemy łyżkę oleju, sos tamari lub shoyu, łyżkę lub dwie mąki (ew. skrobi) kukurydzianej i jeszcze raz wszystko miksujemy.
Placki wykładamy łyżką na rozgrzaną patelnię posmarowaną olejem. Smażymy z obu stron na złoty kolor. 

Masa na placki. Tutaj doprawione przyprawami indyjskimi i natką pietruszki.


Smacznego!

sobota, 10 stycznia 2015

Wegańskie brownie z adzuki i dyni (także w wersji bezglutenowej)

Karnawał jeszcze trwa, więc od czasu do czasu można sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa w kuchni i przy stole, czyli np. na prawdziwe makrobiotyczne i wegańskie brownie.


Przepis, który prezentuję poniżej, powstał na bazie przepisu ultramaratończyka Scotta Jurka*, który batony czekoladowe z czerwoną soją zabiera z sobą na biegi. Ja zdecydowanie wolę powoli smakować każdy kawałek tego fantastycznego brownie zamiast pochłaniać je w biegu...
Jako że zeszłej jesieni cieszyliśmy się wyjątkowym urodzajem dyń i jeszcze wciąż mamy dyniowe zapasy, postanowiłam wzbogacić przepis o dynię hokkaido, przez co brownie jest jeszcze bardziej odżywcze i ma bardziej wyrazisty smak.


Przygotowanie:
Opakowanie (400 g) fasoli adzuki płuczemy i namaczamy na noc. Następnego dnia wodę odlewamy, wrzucamy fasolkę do rondla i gotujemy z 600 ml pokrojonej w średniej wielkości kawałki i obranej dyni, laską cynamonu, ziarnami kardamonu i kilkoma goździkami (czas gotowania: 1,5 godz.).
Nadmiar wody odparowujemy, ale trochę płynu może zostać.
Wyjmujemy przyprawy, a fasolkę i dynię mielimy blenderem na gładką masę. Następnie przekładamy ją do głębokiego naczynia i dodajemy: 4 czubate łyżeczki kakao i 2 karobu, łyżeczkę cynamonu, pół łyżeczki kardamonu i odrobinę gałki muszkatołowej, paczkę proszku do pieczenia (z kamienia winnego), wanilię, po szklance mąki jaglanej i pszennej razowej (lub ryżowej w wersji bez glutenu), czubatą łyżkę skrobi kukurydzianej, po pół szklanki oleju (sezamowego lub ryżowego) i melasy buraczanej, pół szklanki sparzonych i odsączonych z wody rodzynek i nieco mniej jagód goji. Ciasto powinno mieć dosyć gęstą konsystencję - gdy nałożymy je na łyżkę, to nie powinno samo "odchodzić". Miksujemy wszystkie składniki razem i przekładamy do formy wyłożonej papierem do pieczenia.

Pieczemy na termoobiegu w temp. 180 stopni przez ok. 70 minut. 
Gdy ciasto ostygnie polewamy je gorzką czekoladą (najlepiej rozpuścić ją w tzw. wodnej kąpieli i rozprowadzić pędzelkiem) i posypujemy wiórkami kokosowymi.

Smacznego!


zob. książka "Jedz i biegaj"