Współczesna dieta prowadzi do braku równowagi, którego konsekwencją jest między innymi uzależnienie od jedzenia, przejawiające się nie tylko naprzemiennym objadaniem się i odchudzaniem, ale też po prostu ciągłym myśleniem o jedzeniu, podjadaniem między posiłkami oraz świadomym sięganiem po produkty, o których wiemy, że nie służą naszemu zdrowiu. Najogólniej mówiąc, współczesny model odżywiania prowadzi do nadwagi i otyłości, oraz w sposób istotny przyczynia się do chorób serca i wątroby. Istnieje jednak wiele innych zaburzeń, które bardzo rzadko łączymy z błędami żywieniowymi, choć to właśnie w nich należałoby szukać przyczyn zmęczenia (na które skarży się chyba każdy), bezsenności, impotencji, bezpłodności, depresji, alkoholizmu i innych uzależnień. O wszystkich tych problemach pisze Kazimierz Kłodawski w książce „Rok z makrobiotyką” i wskazuje na ich powiązanie z odejściem od naturalnej, zrównoważonej diety, opartej głównie na pełnych ziarnach zbóż i warzywach.
Wraz ze zmianą wzorców i zwyczajów żywieniowych zaczęto także obserwować wzrost liczby zachorowań na nowotwory, które słusznie określa się mianem „choroby cywilizacyjnej”. Jak czytamy w książce „Dieta w walce z rakiem”, obecnie uważa się, że niewłaściwe odżywianie jest czynnikiem ryzyka rozwoju choroby nowotworowej takim samym jak palenie papierosów (oba kształtują się na poziomie 30%), predyspozycje genetyczne odpowiadają maksymalnie za 15% zachorowań, zaś przyczyną pozostałych 25% są czynniki bezpośrednio związane z trybem życia, takie jak otyłość, brak aktywności fizycznej czy nałogi. Potwierdzają to nie tylko statystyki zachorowań, które wskazują na najwyższą zachorowalność w Europie (szczególnie Wschodniej i Środkowej), Stanach Zjednoczonych, Kanadzie oraz Australii (rocznie notuje się tam powyżej 400 zachorowań na 100 tysięcy osób), czyli w obszarach, gdzie dominuje opisywany tutaj styl żywienia (dla porównania w Azji i Ameryce Pd. współczynnik zachorowalności na raka jest dwukrotnie, a w Afryce, Ameryce Środkowej, Indiach i Azji Mniejszej – czterokrotnie niższy), ale także badania prowadzone w środowiskach migracyjnych w Stanach Zjednoczonych. Pokazują one, że Japończycy przebywający na emigracji, zamieniając dietę opartą głównie na węglowodanach złożonych i warzywach na zachodni styl odżywiania, stali się nie tylko podatni na nowotwory w takim samym stopniu jak Amerykanie, ale też zaczęli zapadać na te same typy nowotworów. Przy czym tendencje te nasilają się wraz z długością pobytu na emigracji.
W obliczu tego typu doniesień oraz wyników badań nad wpływem odżywiania na rozwój raka prowadzonych na całym świecie wydaje się, że w profilaktyce chorób nowotworowych, przynajmniej w Polsce, poświęca się zbyt mało miejsca na kwestie związane z właściwą dietą. Słuchając doniesień płynących z mediów można bowiem dojść do przekonania, że rak to taka choroba, która spada na człowieka całkiem znienacka i nie wiadomo dlaczego. Podkreślanie wagi wykonywania regularnych badań i nie lekceważenia niepokojących objawów jest oczywiście jak najbardziej słuszne, ale z drugiej strony nie jest to żadna forma zapobiegania rakowi. Poddawanie się badaniom, takim jak choćby mammografia, ma na celu jedynie wykrycie choroby we wczesnym stadium, gdyż wtedy szanse na wyleczenie są największe. Być może fakt, że Polki niechętnie korzystają z tego typu badań (co onkolodzy, a za nimi media podkreślają przy każdej okazji) wynika z tego, że są one przekonane, iż wcześniej czy później, któreś badanie w końcu pokaże jakiś guz. Te lęki nie są wcale nieuzasadnione, gdyż często tak się właśnie dzieje, choć można sobie wyobrazić sytuację odwrotną, gdy guz jest, ale go „nie widać”, a inne niepokojące objawy mogą wskazywać równie dobrze na jakieś inne schorzenie. Aby profilaktyka chorób nowotworowych była w pełni skuteczna, nie potrzeba wydawać milionów na sprzęt diagnostyczny, ale raczej rozwijać w społeczeństwie świadomość, że choroby nowotworowe mają konkretne przyczyny, które w dużej mierze możemy sami kontrolować, a jedną z nich jest niewłaściwe odżywianie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz