Dlaczego makrobiotyka?

Ten blog to dokumentacja rewolucji jaka dokonała się w moim życiu za sprawą makrobiotyki w wersji wegańskiej. Do zainteresowania się nią skłoniła mnie przebyta choroba nowotworowa. Chciałabym podzielić się moimi doświadczeniami, pomysłami na pyszne wegańskie makrobiotyczne posiłki i rozważaniami o zdrowiu i naturalnym stylu życia.
Makrobiotyka to nie tylko "dieta", ale styl życia, sposób myślenia i postępowania. Makrobiotyka, choć niektórym może wydawać się bardzo rygorystyczna (bo przecież trzeba zrezygnować z produktów pochodzenia zwierzęcego i większości tzw. normalnego jedzenia) i trudna do zrealizowania (posiłki przygotowywane są na bieżąco i kilka godzin dziennie trzeba spędzić w kuchni), jest tak naprawdę jedną wielką przygodą. Jedzenie makrobiotyczne jest pyszne, naturalne, energetyczne, służy naszemu zdrowiu, przywraca równowagę i daje jasność umysłu. Kuchnia makrobiotyczna to pole popisu dla osób kreatywnych, które lubią eksperymentować, ale jednocześnie w życiu realizują się w wielu innych dziedzinach. Im dłużej stosujesz makrobiotykę, tym mniej zastanawiasz się co ugotować, jak skomponować posiłki, wystarczy, że interpretujesz sygnały, które wysyła ci twoje ciało i po prostu gotujesz "intuicyjnie". I każdy posiłek staje się prawdziwą ucztą.


środa, 6 października 2010

Co jedzą makrobiotycy? (Część 1)

Jest to pytanie, które prędzej czy później pada, gdy na przyjęciu odmawiasz grzecznie zjedzenia czegokolwiek. Już wegetarianie mają problem w towarzystwie, bo często są zmuszani do tłumaczenia mięsożercom dlaczego z mięsa rezygnują (a powodów jest wiele, począwszy od światopoglądowych, na zdrowotnych kończąc). Weganie mają jeszcze gorzej, bo o ile większość ludzi jest w stanie przyjąć, że ktoś nie zjada zwierząt, bo jest przeciwny ich bezsensownemu zabijaniu, to już wykluczanie nabiału z diety uznają oni za niezdrowe dziwactwo, ponieważ nie widzą związku między jego spożywaniem a krzywdzeniem zwierząt.
Oczywiście krytykami wegetarianizmu i weganizmu są zwykle osoby nie mające pojęcia o zdrowym, naturalnym odżywianiu, które wiedzę na te tematy czerpią z reklam i kolorowych czasopism. Niestety wszechobecny wzór piramidy zdrowego żywienia (np. umieszczany np. na słonych paluszkach dla dzieci – uspokaja rodziców, że kupują produkt służący zdrowiu ich dzieci, bo przecież dostarczający tylu węglowodanów ile trzeba, tylko że nie o TAKIE WĘGLOWODANY chodzi!) ma dominujący wpływ na tworzenie się naszych przekonań na ten temat.
Makrobiotycy mają zdecydowanie najgorzej, bo większość z nich nie jada nie tylko mięsa ani nabiału, ale też wielu innych produktów o wątpliwej wartości odżywczej, które dominują w diecie przeciętnego Europejczyka i Amerykanina. Poza mięsem i nabiałem (choć są wyjątki, o których wspomnę przy innej okazji) w makrobiotyce wyklucza się spożycie:
rafinowanego cukru (białego, brązowego) i produktów zawierających go – makrobiotyk nie chodzi do cukierni
białej przetworzonej mąki i produktów z niej wytwarzanych jak np. makarony – makrobiotyk nie kupuje pieczywa w piekarni, tylko sam je wypieka (CZYTAJCIE ETYKIETY, a przekonacie się, że nie można kupić w 100% razowego chleba)
białego ryżu – zamiast niego makrobiotyk zjada ryż pełnoziarnisty o nieporównanie większych walorach odżywczych i smakowych
owoców i warzyw tropikalnych – bo jest to wbrew zasadzie jedzenia świeżych owoców/warzyw i tego, co rośnie w naszej strefie klimatycznej. Cytrusy są skrajnie jin, a więc wychładzają organizm. Poza tym cytrusy sprzyjają rozwojowi grzybów w organizmie, dlatego osoby chore (które obciążone są różnego rodzaju terapiami albo je przeszły) powinny je koniecznie wykluczyć z diety. Dozwolone są owoce z umiarkowanej strefy klimatycznej, z lokalnych upraw, ale spożywamy je z umiarem, bo dają bardzo krótkotrwałą energię.
alkoholu – bo jego spożycie powoduje zachwianie równowagi w organizmie, co przynosi więcej szkody niż pożytku, nawet jeśli weźmie się pod uwagę walory zdrowotne np. czerwonego wina bogatego w antyoksydanty i polecanego w diecie antynowotworowej. Tak więc makrobiotyk nie idzie na imprezę gdy wie, że odmowa picia alkoholu zostanie źle przyjęta (może to wydawać się dziwne, ale tak jest – większość ludzi z trudem akceptuje postępowanie, które odbiega w jakiś sposób od tego, co robi ogół i może odczuwać dyskomfort w towarzystwie niepijącego makrobiotyka. Gdy w grę wchodzi alkohol, zawsze można powiedzieć, że się jest w AA ;)
kaw, herbat i wszelkich „gotowych” napojów niezależnie od tego jaki jest ich skład, w czym są sprzedawane i jaki jest ich termin przydatności do spożycia (zarówno soki jednodniowe czy też coca cola). Kawa i herbata (z wyjątkami) są skrajnie jin, a więc wbrew pozorom nie rozgrzeją nas w chłodne dni, a wręcz przeciwnie (produkty jin wychładzają). Generalnie makrobiotycy piją mało, bo w samym jedzeniu, którym żywią się jest dostatecznie dużo wody. Napoje aromatyzowane i działające stymulująco (jak kawa) wyklucza się kompletnie z diety. W makrobiotyce podstawowym napojem jest herbata bancha (liściasta) albo kukicha (japońska herbata pędowa), które działają alkalizująco, można też pić zieloną japońską senchę i rosnące w naszym klimacie zioła (polecam książki Stefanii Korżawskiej na ten temat). Rezygnacja z ogólnie dostępnych soków jednodniowych może niektórym wydać się nieuzasadniona, jednak trzeba wiedzieć, że w makrobiotyce surowe pożywienie spożywa się w bardzo ograniczonym zakresie.
Z tego, co tutaj napisałam wynika, że makrobiotykom nie jest łatwo – nie dość, że w „normalnym” sklepie nie ma dla nich nic do jedzenia (choć największe markety mają już działy z żywnością ekologiczną), to jeszcze muszą zrezygnować z wychodzenia do restauracji czy kawiarni (bo tam też raczej nie znajdą nic dla siebie). Jednak zapewniam, że można się do tego przyzwyczaić. Po jakimś czasie stosowania makrobiotyki przechodzi ochota na żywność „konwencjonalną” (mnie od samego początku jej nie brakowało) i nie tylko przestaje być żal, że nie jesteśmy już „normalnym” kupującym czy też uczestnikiem imprez, ale po prostu przestajemy mieć ochotę na wyładowywanie wózka po brzegi jedzeniem, które jest w gruncie rzeczy bezwartościowe i na picie, jedzenie bez umiaru czy palenie w czasie imprez.
Jak powiedział mi mój nauczyciel makrobiotyki – wraz z przejściem na makrobiotykę zmienia się w życiu bardzo wiele – począwszy od zwyczajów, stylu życia i często światopoglądu, a na znajomych kończąc… Trzeba sobie zdawać z tego sprawę, ale jednocześnie wszystkie te „straty” są pozorne, bo dzięki makrobiotycznemu stylowi życia i odżywiania stajemy się zdrowsi, mamy więcej energii, zyskujemy nowe, twórcze przyjaźnie i na powrót stajemy się elementem świata przyrody.

3 komentarze:

  1. Witam, co do chleba to polecam chleb essenski ze skielkowanych zboz i mozna kupic w sklepie, wiec nie trzeba wypiekac.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chleb essenski jest rewelacyjny, ale też niesamowicie drogi. Czasem wypiekam sama.
    W piekarniach zaczynają pojawiac się już chleby np. zytnie na zakwasie mające w skladzie tylko zyto, wodę i sól.
    A propos kawy, to podobno zbozowa typu Inka jest dozwolona?

    OdpowiedzUsuń
  3. To naprawdę piękna sprawa. Ja nie wyobrażam sobie, żeby np. jeść i nie odwiedzić tego miejsca: steki wołowe wrocław. Wydaje mi się, że absolutnie każdy powinien spróbować potraw mięsnych, ale właśnie takich diet, na której jesteś.

    OdpowiedzUsuń