Dlaczego makrobiotyka?

Ten blog to dokumentacja rewolucji jaka dokonała się w moim życiu za sprawą makrobiotyki w wersji wegańskiej. Do zainteresowania się nią skłoniła mnie przebyta choroba nowotworowa. Chciałabym podzielić się moimi doświadczeniami, pomysłami na pyszne wegańskie makrobiotyczne posiłki i rozważaniami o zdrowiu i naturalnym stylu życia.
Makrobiotyka to nie tylko "dieta", ale styl życia, sposób myślenia i postępowania. Makrobiotyka, choć niektórym może wydawać się bardzo rygorystyczna (bo przecież trzeba zrezygnować z produktów pochodzenia zwierzęcego i większości tzw. normalnego jedzenia) i trudna do zrealizowania (posiłki przygotowywane są na bieżąco i kilka godzin dziennie trzeba spędzić w kuchni), jest tak naprawdę jedną wielką przygodą. Jedzenie makrobiotyczne jest pyszne, naturalne, energetyczne, służy naszemu zdrowiu, przywraca równowagę i daje jasność umysłu. Kuchnia makrobiotyczna to pole popisu dla osób kreatywnych, które lubią eksperymentować, ale jednocześnie w życiu realizują się w wielu innych dziedzinach. Im dłużej stosujesz makrobiotykę, tym mniej zastanawiasz się co ugotować, jak skomponować posiłki, wystarczy, że interpretujesz sygnały, które wysyła ci twoje ciało i po prostu gotujesz "intuicyjnie". I każdy posiłek staje się prawdziwą ucztą.


niedziela, 26 września 2010

Dlaczego makrobiotyka?


Chyba zacznę od tego, dlaczego postanowiłam zostać makrobiotyczką.
O makrobiotyce dowiedziałam się na początku tego roku od pana K., od którego kupowałam zioła i preparaty ziołowe z Peru. Był on drugą osobą, która uświadomiła mi związek pomiędzy moją chorobą – rakiem piersi a odżywianiem. I to on polecił mi książki autorstwa Elaine Nussbaum i Małgorzaty Godlewskiej będące świadectwem ich powrotu do zdrowia. Obie autorki zastosowały dietę makrobiotyczną (łącznie z innymi „zabiegami” takimi jak np. masaż shiatsu) i to głównie ona przyczyniła się do ich sukcesu. Właściwie od początku czułam, że makrobiotyka to właściwy wybór, ale jeszcze przez dłuższy czas nie byłam gotowa, aby tak radykalnie zmienić moje odżywianie i życie.
Od listopada 2009 roku stosowałam dietę zgodną z grupą krwi (również polecaną przez znane mi zaufane osoby) i myślałam, że może to wystarczy. Już ta dieta, choć zdecydowanie mniej "rygorystyczna" niż makrobiotyka, całkowicie zrewolucjonizowała moje życie – bo w końcu jemy po to, by żyć, a nie po to, by sprawić sobie przyjemność (choć przed chorobą głównie tym było dla mnie odżywianie się, niestety takie właśnie podejście jest zakorzenione w naszej zachodniej kulturze). Całkowicie zrezygnowałam z cukru (nie tylko słodyczy, ale wszystkich produktów, które choćby w ilościach śladowych zawierają cukier rafinowany) i białej mąki (która przez kilka ostatnich lat była podstawą mojej diety, składającej się głównie z białego makaronu i pieczywa). Wegetarianizm (od 6 lat) okazał się świetnym wyborem, ponieważ dla mojej grupy krwi (A) mięso nie jest wskazane. Na alkohol w postaci czerwonego wina pozwalałam sobie tylko wyjątkowo (święta, moje trzydzieste urodziny), na kawę (bez której nie mogłam wcześniej żyć) – raz w tygodniu (zawsze w jakiejś wspaniałej kawiarni). Wykluczyłam produkty, które dla mojej grupy krwi są niekorzystne, a kiedy tylko mogłam rezygnowałam z tych, które są obojętne na rzecz tych mających korzystne działanie. Każdy posiłek składał się przynajmniej w 80% z produktów najkorzystniejszych dla mojej grupy krwi. Ze słodyczy pozwalałam sobie tylko na gorzką czekoladę (minimum 70% kakao, ale zasmakowałam w 90%) i słody zbożowe jako składnik różnych potraw (w sumie bardzo rzadko).
Na początku było ciężko – miałam ochotę na ciasta, makarony, pizzę i ilekroć będąc w mieście przechodziłam koło jakiejś kafejki, musiałam się powstrzymywać, żeby nie wstąpić na kawę. Jednak samą mnie zdumiało, jak szybko mój organizm zaczął mi się „odwdzięczać” za zmianę odżywiania. Po prostu stopniowo przestałam mieć apetyt na to, co nie służyło mojemu zdrowiu, minęły bóle głowy, poprawiła się przemiana materii i zaczęły znikać zmiany na skórze. Nie ograniczając się w jedzeniu (bo jadłam tyle ile chciałam) po 9 miesiącach stosowania diety schudłam 10 kilo (dokładnie tyle ile powinnam) i miałam w sobie tyle energii, co nigdy przedtem. Dieta znacząco wpłynęła na jakość mojego życia – miałam siły na to, żeby już dwa dni po chemii (którą przez pół roku dostawałam prawie co tydzień) maszerować dwie godziny z kijami, jeździć rowerem czy chodzić po górach, słowem – mimo choroby i agresywnej terapii byłam w świetnej kondycji. Jednak zmiany pojawiły się nie tylko w moim jadłospisie i wyglądzie, ale także w moim myśleniu. Przestałam jedzenie traktować jako przyjemność, rekompensatę za niepowodzenia, stresy, czy też nagrodę za to, co udało się zrobić (praktykowałam to szczególnie w okresie pisania doktoratu). Zrozumiałam dzięki różnym książkom (polecam szczególnie publikacje „Antyrak” dr Davida Servan Schreibera, „Dieta w walce z rakiem” R. Beliveau i D. Gingrasa oraz wspomniane już wcześniej książki Nussbaum „Pokonałam raka” i Godlewskiej „Jak pokonałam raka metodami niekonwencjonalnymi i pracą własną”) i relacjom różnych osób, które przeszły chorobę nowotworową, że jedzenie głównie służy (lub nie) naszemu zdrowiu. I tak właśnie zaczęłam je traktować.
Mimo pomyślnie zakończonej terapii i świetnego samopoczucia (od czerwca znów biegam!) myśli o makrobiotyce powracały. Z jednej strony intuicja podpowiadała mi, że powinnam spróbować, ale z drugiej strony, przecież wszystko było OK. Wiele osób traktowało mnie już jak osobę zdrową, ja jednak zdawałam sobie sprawę, że tak nie jest. Konwencjonalna terapia nie przywróci równowagi w organizmie i nie zlikwiduje przyczyny choroby, może jedynie na jakiś czas zahamować jej dalszy rozwój. Podświadomie czułam, że jeszcze nie jestem po tej właściwej stronie, że jeszcze trochę dzieli mnie od osiągnięcia równowagi (tę kwestię jeszcze kiedyś poruszę bardziej szczegółowo). A bardzo chcę wyzdrowieć i wiem, że to zależy tylko ode mnie. Przeanalizowałam wszystkie za i przeciw (po tej stronie znalazły się wyłącznie kwestie związane z moimi przyzwyczajeniami i przekonaniami) i postanowiłam zastosować makrobiotykę. I od pierwszego dnia wiem, że to była dobra decyzja. Dzięki makrobiotyce moje życie znów nabrało nowej jakości, nawiązałam nowe cenne znajomości i postanowiłam dalej zmieniać moje życie – a ten blog to pierwszy krok w kierunku realizacji nowych celów związanych z makrobiotyką.
Jutro ciąg dalszy opowieści, a na dodatek – kilka przepisów na pyszne makrobiotyczne posiłki z mojego jadłospisu!

7 komentarzy:

  1. Próbowałam wysłać list do Ciebie ale nie byłam zalogowana, więc pewnie nie dotarł. Krótko 3 tygodnie temu miałam operację - raj jajnika. Czekam na chemioterapią. Nie chcę czekać bezczynnie. Również dotarło do mnie, że dieta makrobiotyczna może mi pomóc ale w Poznaniu nie znalazłam nikogo, kto mógłby być moim przewodnikiem (jestem zielona z makrobiotyki)Czy faktycznie w Poznaniu nie ma dietetyków zajmujących się tą dziedziną. Piszę do Ciebie, bo jesteś z Poznania i mówisz, że masz swoich przewodników. Pomóż mi proszę - podaję swój adres mailowy mfryska@cdnalma.poznan.pl
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj
    ja przede wszystkim życzę pełnego powrotu do zdrowia
    chciałam też jeszcze napisać ,że to wyjątkowo wartościowy blog i trzymam kciuki za jego rozwój
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Hi! Odnalezienie Twojego bloga to wielka przyjemnosc, a przepisy, ktore umiescilas wygladaja naprawde apetycznie! Jestem wegetarianka od roku, ale mysle o przejsciu na macrobiotyke. zaczelo sie od impulsu, mysli o etyce i od tego, ze epwnego dnia odkrylam, ze po prostu nie przepadam za miesem.:) Od razu zmienilo sie wszystko. Dawniej chorowalam pare razy w miesiacu, pare razy wyladowalam w szpitalu przez ostre zapalenie pecherza(!!). Bardzo sie poprawilo, ale nadal moja odpornosc nie jest wzorowa, przez slabosc do slodyczy.. Jednak zainspirowalas mnie. Zaczynam patrzec na jedzenie tak jak powinnam, jak na cos co ma odzywiac, leczyc, a nie sluzyc poprawie nastroju, lagodzeniu depresji (naiwne myslenie). Z reszta odkrylam artykul w ktorym pisano, ze za nim zdiagnozuje sie chorobe psychiczna to powinno sie zrobic pacjentowi badania na tolerancje cukru. Przeswietlono tez preferencje zywieniowe schizofrenikow. Ponoc wykazywali specjalna ochote na smak slodki, wykluczajac inne, normalne posilki. Co mnie zastanawia. Czy dieta makrobiotyczna pozwala na okazjonalne spozywanie deserow weganskich? Slodzonych daktylami, z karobem i orzechami. Oczywiscie te desery nie zawieraja innych cukrow ani maki.
    Mam pewne obawy przed makrobiotyka, poneiwaz wegetarianizm juz odebral mi niektore osoby. Uwazaja mnie za wojujaca obronczynie praw zwierzat, agresywna dzialaczke, bo tyle wlasnie dla nich znaczy, jak sie zdaje, rezygnacja z 'takich wspanialosci'. A ja zostawiam to lepszym od siebie:D:D
    Jesli nie jest to zbyt obcesowa prosba, czy tez naruszajaca Twoja prywatnosc, czy moglabys przyblizyc jakie zmiany zaszly w Tobie rowniez psychicznie, emocjonalnie?
    I czy uwazasz, ze tempeh rowniez nie w chodzi w gre w makrobiotyce?

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam , co raz cześciej myślę o przejsciu na dietę makrobiotyczną. Jednak mam grupę krwi 0. Czy myślisz ze weganizm jest dla tej grupy krwi wskazany. Ciekawa jestem co o tym myślisz.
    A tak w ogóle to swietny blog i często korzystam z twoich przepisów:) Mocno pozdrawiam i ślę dobra energię:) aneta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grupa 0 to grupa mięsożerna. Tak przynajmniej twierdzi twórca diety zgodnej z grupą krwi, P. J. D'Adamo. Cóż, mój mąż ma grupę 0 i od 8 lat jest wegetarianinem, a od 2 weganinem. Okaz zdrowia, za mięsem nigdy nie tęsknił i nie tęskni. Myślę, że można uznać, iż spojrzenie na potrzeby żywieniowe człowieka z punktu widzenia tego, jaką grupę krwi posiada jest jednym z wielu. Makrobiotyka daje na pewno więcej możliwości wpływania na swoje samopoczucie, zdrowie i ogólnie życie, bo bierze pod uwagę mnóstwo różnych czynników, a nie tylko jeden tak jak wspomniana dieta. Po prostu spróbuj, zacznij, zobacz jak się będziesz czuła. Zmiany wprowadzaj stopniowo i nie narzucaj sobie zbytniego reżimu. Gdybyś miała czas/pieniądze to fajnie jest pojechać na kurs makrobiotyczny, poznać ludzi, którzy makrobiotykę stosują od wielu lat, potrafią wyjaśnić jej "zasady", a przy okazji można spróbować pysznego jedzenia. Takie warsztaty są niezwykle inspirujące. Ale - nie wszyscy makrobiotycy są weganami. To już nieco inna sprawa. Dzięki za miłe słowa o blogu, cieszę się, że znalazłaś tutaj coś dla siebie, pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Witaj Lacrimosa (swietny nick, taki muzyczny, ja gram na skrzypcach) bardzo zaciekawil mnie Twój blog. Gdy przeczytałam kilka dni temu o makrobiotyce, wiedziałam juz ze to jest to czego szukałam. Mam 29lat, walczę z trądziekim i w ostatnim roku byłam juz na diecie Paleo (czyli głownie mięso - ble!), diecie surowej, diecie surowej 801010 (opartej glownie na owocach), ale ponieważ doprowadziłam się do strasznej niedowagi, zaniku miesiączki, zaczęłam stopniowo wprowadzać ryże, kasze. Oczywiście cera znów się pogorszyła, zaczęłam wiec przyjmować zioła chinskie przepisane mi w specjalnej klinice przez chinską lekarką. Choć przybrałam już na wadze (ale wciąż jestem chudzielcem, zawsze byłam) to wciąż mam problemy z brakiem miesiączki i niestety libido :-(
    Dieta makrobiotyczna mnie fascynuje, ponieważ mozna jeść produkty pelnoziarniste, które zawsze uwielbiałam. Kocham kasze, zwłaszcza jaglaną, ubostwiam brazowy ryż, no i chleb żytni na zakwasie, który po roczenj abstynencji smakuje jak niebo w gębie.
    Do cukru nie mam pociągu (czasem jem figi suszone), kawa, kakao - sporadycznie.
    Jedynce co mnie martwi to zbyt mała ilośc dostarczanych kalorii, a ja jestem bardzo aktywna fizycznie. Bo przypuścmy taka kasza jaglana zjedzona na sniadsnie z owocami to jakieś 300 kcal, potem ryż z warzywami kolejne 300kcal, kilka kromek z kiełkami ok 300 kcal (choć nie jem chleba codziennie), zupa warzywna miso ok 150 kcal i mam ledwo ponad 100 kalorii. To stowczo za mało i pewniennic dziwnego, że znów nie miesiączkuję i chyba znów chudnę (a czesto czuję się wręcz przejedzona :-\ ). Nie wiem co z tym zrobić.
    Aha, przede wszystkim gratuluję samozaparcia i odwagi w walce z chorobą. Jesli dobrze zrozumiałam, to zachorowalas w moim wieku? Wiem po czesci co to za choroba, bo jest to plaga kobiet w mojej rodzinie. Mi nie udało się przekoać mojej mamy do zmiany diety, ale całe szczęscie też wyzdrowiała.
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj Lacrimosa (swietny nick, taki muzyczny, ja gram na skrzypcach) bardzo zaciekawil mnie Twój blog. Gdy przeczytałam kilka dni temu o makrobiotyce, wiedziałam juz ze to jest to czego szukałam. Mam 29lat, walczę z trądziekim i w ostatnim roku byłam juz na diecie Paleo (czyli głownie mięso - ble!), diecie surowej, diecie surowej 801010 (opartej glownie na owocach), ale ponieważ doprowadziłam się do strasznej niedowagi, zaniku miesiączki, zaczęłam stopniowo wprowadzać ryże, kasze. Oczywiście cera znów się pogorszyła, zaczęłam wiec przyjmować zioła chinskie przepisane mi w specjalnej klinice przez chinską lekarką. Choć przybrałam już na wadze (ale wciąż jestem chudzielcem, zawsze byłam) to wciąż mam problemy z brakiem miesiączki i niestety libido :-(
    Dieta makrobiotyczna mnie fascynuje, ponieważ mozna jeść produkty pelnoziarniste, które zawsze uwielbiałam. Kocham kasze, zwłaszcza jaglaną, ubostwiam brazowy ryż, no i chleb żytni na zakwasie, który po roczenj abstynencji smakuje jak niebo w gębie.
    Do cukru nie mam pociągu (czasem jem figi suszone), kawa, kakao - sporadycznie.
    Jedynce co mnie martwi to zbyt mała ilośc dostarczanych kalorii, a ja jestem bardzo aktywna fizycznie. Bo przypuścmy taka kasza jaglana zjedzona na sniadsnie z owocami to jakieś 300 kcal, potem ryż z warzywami kolejne 300kcal, kilka kromek z kiełkami ok 300 kcal (choć nie jem chleba codziennie), zupa warzywna miso ok 150 kcal i mam ledwo ponad 100 kalorii. To stowczo za mało i pewniennic dziwnego, że znów nie miesiączkuję i chyba znów chudnę (a czesto czuję się wręcz przejedzona :-\ ). Nie wiem co z tym zrobić.
    Aha, przede wszystkim gratuluję samozaparcia i odwagi w walce z chorobą. Jesli dobrze zrozumiałam, to zachorowalas w moim wieku? Wiem po czesci co to za choroba, bo jest to plaga kobiet w mojej rodzinie. Mi nie udało się przekoać mojej mamy do zmiany diety, ale całe szczęscie też wyzdrowiała.
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń