Dlaczego makrobiotyka?

Ten blog to dokumentacja rewolucji jaka dokonała się w moim życiu za sprawą makrobiotyki w wersji wegańskiej. Do zainteresowania się nią skłoniła mnie przebyta choroba nowotworowa. Chciałabym podzielić się moimi doświadczeniami, pomysłami na pyszne wegańskie makrobiotyczne posiłki i rozważaniami o zdrowiu i naturalnym stylu życia.
Makrobiotyka to nie tylko "dieta", ale styl życia, sposób myślenia i postępowania. Makrobiotyka, choć niektórym może wydawać się bardzo rygorystyczna (bo przecież trzeba zrezygnować z produktów pochodzenia zwierzęcego i większości tzw. normalnego jedzenia) i trudna do zrealizowania (posiłki przygotowywane są na bieżąco i kilka godzin dziennie trzeba spędzić w kuchni), jest tak naprawdę jedną wielką przygodą. Jedzenie makrobiotyczne jest pyszne, naturalne, energetyczne, służy naszemu zdrowiu, przywraca równowagę i daje jasność umysłu. Kuchnia makrobiotyczna to pole popisu dla osób kreatywnych, które lubią eksperymentować, ale jednocześnie w życiu realizują się w wielu innych dziedzinach. Im dłużej stosujesz makrobiotykę, tym mniej zastanawiasz się co ugotować, jak skomponować posiłki, wystarczy, że interpretujesz sygnały, które wysyła ci twoje ciało i po prostu gotujesz "intuicyjnie". I każdy posiłek staje się prawdziwą ucztą.


wtorek, 28 września 2010

A gdy padać nie przestaje - deser!

Postanowiłam zaszaleć i napisać jeszcze jednego posta. W końcu nigdy nie wiadomo, czy jutro nie wyjdzie słońce, a może nawet temperatura zrobi się wyższa i będzie można pójść pobiegać zamiast stukać w klawiaturę.
No więc korzystając z tego, że jest ciemno, zimno i pada, i trzeba siedzieć w domu przedstawię propozycję na makrobiotyczny deser - kulki migdałowe.
Przepis znalazłam w książce o diecie odtruwającej i tak mnie natchnęło, że już kilkakrotnie go zmodyfikowałam (naprawdę nie umiem trzymać się przepisów, zawsze coś mam ochotę zmienić, dodać od siebie). Oczywiście nie ma co przesadzać - nie jest to danie na co dzień, bo kulki smakują tak wybornie, że po prostu chce się więcej, a to niebezpieczne (od tego się zaczynają odstępstwa od diety).

Będziemy potrzebować: opakowanie 100 g całych migdałów, słód jęczmienny/orkiszowy/ryżowy lub melasę buraczaną, odrobina letniej wody, cynamon i kakao.
Tak na marginesie to nigdy nie myślałam, że całe migdały - w brązowej skórce - mogą być towarem deficytowym. Zanim trafiłam do hipermarketu szukałam w mniejszych marketach, ale wszędzie były albo płatki migdałowe, albo migdały w słupkach itp., ale całych nie było - a przecież to produkt bardziej naturalny i łatwiej go wyprodukować.

Przygotowanie: migdały mielimy w blenderze na drobny proszek, dodajemy łyżkę słodu/melasy i odrobinę wody (celowo nie piszę ile, bo to trzeba zrobić na oko). Ugniatamy łyżką na masę, ma ona mieć taką konsystencję, żeby można było uformować z niej kulki, ale nie powinna się zbytnio lepić do palców. Do miseczki wrzucamy łyżeczkę kakao i cynamonu, w których następnie obtaczamy kulki.

Deser jest super, ale jak pisałam trzeba uważać, bo jest na tyle pyszny, że chce się więcej i więcej. Dlatego rozsądnie jest go serwować tylko na specjalne okazje.

2 komentarze:

  1. Wow, to musi byc pyszne :) Ciekawy blog, bede tu zagladac, nie jestem makrobiotyczka ale poszukuje ciagle i staram sie jesc coraz zdrowiej ;)

    OdpowiedzUsuń