Dlaczego makrobiotyka?

Ten blog to dokumentacja rewolucji jaka dokonała się w moim życiu za sprawą makrobiotyki w wersji wegańskiej. Do zainteresowania się nią skłoniła mnie przebyta choroba nowotworowa. Chciałabym podzielić się moimi doświadczeniami, pomysłami na pyszne wegańskie makrobiotyczne posiłki i rozważaniami o zdrowiu i naturalnym stylu życia.
Makrobiotyka to nie tylko "dieta", ale styl życia, sposób myślenia i postępowania. Makrobiotyka, choć niektórym może wydawać się bardzo rygorystyczna (bo przecież trzeba zrezygnować z produktów pochodzenia zwierzęcego i większości tzw. normalnego jedzenia) i trudna do zrealizowania (posiłki przygotowywane są na bieżąco i kilka godzin dziennie trzeba spędzić w kuchni), jest tak naprawdę jedną wielką przygodą. Jedzenie makrobiotyczne jest pyszne, naturalne, energetyczne, służy naszemu zdrowiu, przywraca równowagę i daje jasność umysłu. Kuchnia makrobiotyczna to pole popisu dla osób kreatywnych, które lubią eksperymentować, ale jednocześnie w życiu realizują się w wielu innych dziedzinach. Im dłużej stosujesz makrobiotykę, tym mniej zastanawiasz się co ugotować, jak skomponować posiłki, wystarczy, że interpretujesz sygnały, które wysyła ci twoje ciało i po prostu gotujesz "intuicyjnie". I każdy posiłek staje się prawdziwą ucztą.


wtorek, 2 kwietnia 2013

Znalezione w prasie - paradoksy dotyczące diety roślinnej i ekologii

Lubię czytać i dużo czytam, ale nie zawsze to, co warto czytać...
Chwyciłam niedawno "Sens", bo moją uwagę przyciągnął umieszczony na okładce napis "Fajne ciało od dziś!" Ze swojego ciała nigdy nie jestem wystarczająco zadowolona, więc to chwytliwe hasło wzbudziło moje zainteresowanie. Ale nie o tym będę tutaj pisać.

Jeden z tekstów w tym samym numerze (marzec 2013) dotyczył witarianizmu.

Tekst jest rzeczowy i sensowny, są w nim informacje na temat istoty tego stylu odżywiania, przykłady niezwykłych dań w wersji raw i wypowiedzi witarian (m.in. takich, którzy biegają w maratonach i uprawiają trening siłowy).
A na koniec opinia eksperta w akapicie o wymownym tytule "ostrożności nigdy za wiele".
Mowa w nim o tym, że witarianizm "może nie pokrywać zapotrzebowania na niektóre składniki odżywcze, takie jak wapń czy białko", i o tym, że "może prowadzić do niższej gęstości kości czy większej częstotliwości zaburzeń miesiączkowania".


Witarianizm, niewłaściwie stosowany, nieprawidłowo zbilansowany, w niczym nie różni się w tym względzie od każdej innej diety - zamiast poprawić zdrowie, może mu zaszkodzić. Dziwi mnie, że z jednej strony wymowa artykułu jest bardzo pozytywna, a z drugiej podaje się opinię eksperta, który mówi, że trzeba być ostrożnym, bo nie ma danych naukowych na temat długotrwałego wpływu tej diety na zdrowie.

A jaki może być spodziewany wpływ dobrze zbilansowanej, bogatej i różnorodnej diety roślinnej? Nie sądzę, żeby ktoś chciał to badać, skoro nie przyniosłoby to żadnych zysków nikomu, oprócz producentów ekologicznej i organicznej żywności roślinnej, a jednocześnie wciąż rośnie rynek suplementów na wszystkie możliwe bolączki współczesnego człowieka.

W tym samym numerze "Sensu" mamy artykuł zawierający wskazówki dietetyczne, które można znaleźć w książkach o bieganiu. Oczywiście jest tutaj sporo na temat Scotta Jurka, wegańskiego ultramaratończyka, autora fenomenalnej książki "Jedz i biegaj". Pomyślałam sobie, że naprawdę coś się zmienia w kwestii poglądów na tzw. zdrowe odżywianie, skoro pisze się o weganach, weganizmie i witarianizmie. Moja radość była jednak przedwczesna. Jak się okazało, weganizm Jurka to, dla autorki tekstu, rzecz niezbyt istotna. Oto, co wprawiło mnie w osłupienie:

"Po wysiłku Scott Jurek zaleca posiłek składający się z węglowodanów i białka w proporcjach 3:1 na rzecz węglowodanów, tych o średnim i wysokim indeksie glikemicznym (np. makaron z sosem pomidorowym i mięsem, ryba lub chude mięso z warzywami i ziemniakami, risotto z kurczakiem)."

Chyba nigdy nie napotkałam tekstu, który równie dobitnie pokazywałby, w co ludzie wierzą w związku z odżywianiem, jak silne są przekonania na temat konieczności jedzenia mięsa i ogólnie pokarmów zwierzęcych jako źródła białka. Ciekawa jestem, co powiedziałby na to Scott Jurek, ale podejrzewam, że nie byłby zadowolony, bo jednym z celów publikacji "Jedz i biegaj" było propagowanie weganizmu.

Podobnych paradoksów znajduję w prasie mnóstwo i czasami "ręce mi opadają".

Na przykład w którymś z magazynów kobiecych, przeglądanych w kawiarni przy herbacie, znalazłam zdjęcie torebki ze skóry jagnięcej, oczywiście Chanel i oczywiście za "furę" pieniędzy. Czy kobiety naprawdę chcą nosić coś takiego? Czy luksus musi oznaczać cierpienie i poświęcenie życia jakiejś istoty? I czy zakup takiej ekskluzywnej torebki faktycznie może uczynić kogoś szczęśliwym? I na jak długo?

Albo inny przykład - magazyn H&M z najnowszą kolekcją, a w nim mnóstwo na temat ekologii w modzie. Proszę zgadnąć, co w tej przyjaznej środowisku modzie króluje... Oczywiście naturalna skóra.

Po takiej lekturze nie pozostaje nic innego, jak przyjąć punkt widzenia buddyzmu i uznać, że rzeczywistość jest wytworem mojego umysłu i niczym więcej. Odkładam więc na jakiś czas czytanie, czy choćby przeglądanie prasy i zagłębiam się w lekturze książki Dalajlamy.

4 komentarze:

  1. Niestety każdy z nas, wegan zauważa takie podejście mięsożerców do diety i ekologii.

    Dziś oglądałam sofy, i okazało się,że ludzie kupują skórzane (tak mówił sprzedawca) nie dlatego że są łatwe w utrzymaniu czy wygodne, ale dlatego, że się elegancko prezentują. Czyli dom to nie ciepło, miłość i radość, ale zimny budynek, który ma się prezentować jak galeria czy muzeum (najlepiej takie z mumiami)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weganizm jest cudowny, bo otwiera oczy. Widzimy to, na co inni wcale nie zwracają uwagi, mamy inny obraz rzeczywistości niż przeciętny człowiek jedzący mięso, albo nawet wegetarianin. Gdy byłam wegetarianką nie myślałam, że w jakiś sposób mogę się przyczyniać do cierpienia zwierząt, a już to, że skórzane buty i torebki, które nosiłam okupione są bólem, strachem i śmiercią, w ogóle nie przyszło mi do głowy. Teraz inaczej na to patrzę. Skórzane meble i tapicerka nie mieszczą mi się w głowie. Nie mogłabym na czymś takim ze spokojem siedzieć. Ale pamiętam, że jako dziecko bardzo lubiłam łaciate skóry (zdarte z jakiejś biednej krowy), które moja ciocia miała na podłodze zamiast dywanów. Jestem naprawdę szczęśliwa, że z tego wyrosłam...

      Usuń
  2. Niestety pobieżne zaznajomienie się z tematem wege prowadzi do publikowania artykułów nierzetelnych, uwypuklających tylko część prawdy, zazwyczaj ukazanej w stronniczy sposób. Wielu ludzi też nie dostrzega (lub często nie chce dostrzegać)problemu jakim jest ból i cierpienie zwierząt okrutnie wykorzystywanych w przemyśle...
    Masz rację pisząc, że zapewne wiele firm straciłoby na tym gdyby ludzie odżywiali się zdrowo i prowadzili zdrowy styl życia. Zauważyłam, że dzisiejsze popularne pojęcie człowieka tzw. zadbanego oznacza tyle co odzianego w drogie ubranie, ufryzowanego i umalowanego... popularny obraz jest powierzchowny, podobnie jak cała kultura masowa, na której potrzeby powstają takie artykuły jak w gazecie Sens... o tym, że trzeba coś z siebie dać by być naprawdę zdrowym (a przy tym niekoniecznie wydając fortunę na ciuszki, "upiększacze" i "ułatwiacze życia"), z masowych mediów się nie dowiemy...
    Ja przechodząc na wegetarianizm, a potem weganizm/witarianizm robiłam to głównie z powodów zdrowotnych, po niedługim czasie jednak empatia i wrażliwość na losy zwierząt stała się niezwykle istotna. Myślę, ze nasza wrażliwość kształtuje się z czasem podczas gdy my dojrzewamy, oswajamy się z tematem weganizmu, specyficznego stylu życia i stajemy się bardziej świadomi naszych wyborów życiowych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą w 100%.
      Przeczytałam ostatnio na blogu "This rawsome vegan life":
      You are what you eat. More specifically, you are what you absorb. So what I eat is critically important to me. After all, it's going to become me, and I'm going to become it!
      Więc te wszystkie zabiegi, diety cud, metody odchudzania,
      kreacje na nic się nie zdadzą, jeśli spożywa się byle co.
      Moją przygodę z makrobiotyką zaczęłam z powodów zdrowotnych. Aspekty etyczne zawsze były dla mnie ważne, ale dopiero z upływem czasu mój ogląd rzeczywistości zaczął się diametralnie zmieniać. Jest to dla mnie wspaniałym doświadczeniem tym bardziej, że osoby wokół mnie też zaczynają to dostrzegać. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń