Zima nie chce się skończyć, śnieg nie topnieje, na nowalijki trzeba będzie jeszcze sporo poczekać...
Szczerze mówiąc, mam już trochę dość ciągłego gotowania, smażenia, duszenia i pieczenia. Trudno o coś świeżego i w miarę wartościowego (mam na myśli owoce i warzywa), więc poza kiszonkami, rzadko jadamy coś surowego.
Częste wizyty na moich ulubionych blogach witariańskich sprawiają, że na widok prezentowanych tam pięknych, soczystych i ożywczych potraw, mam ochotę się zbuntować i jeść na surowo.
Dziś zamiast tradycyjnej zupy lub kaszy, przygotowałam na śniadanie zielony koktajl z dostępnych o tej porze owoców i sałat. Udał się wspaniale i zaspokoił moją potrzebę spożycia czegoś świeżego, soczystego, oczyszczającego, a jednocześnie dającego mnóstwo energii na dobry początek dnia (koktajle są zdecydowaniem lepszym zastrzykiem energii niż poranna kawa).
Oto moja propozycja:
- garść sałaty roszponki
- pół sałaty lodowej
- pół awokado
- jabłko
- soczysta, dojrzała gruszka
- banan
- sok z połówki cytryny
- po 2 łyżki otrębów owsianych lub żytnich i płatków z amarantusa
- zmielone nasiona siemienia lnianego, dyni, pestek moreli, ostropestu (po pół łyżeczki, nie muszą być wszystkie)
- 0,5 litra mleka orkiszowego lub owsianego
Sałaty, jabłko i gruszkę myjemy i dzielimy na cząstki; owoców nie obieramy ze skórki, ani nie wycinamy gniazd nasiennych.
Awokado i banana obieramy ze skóry i kroimy na kawałki.
Wszystkie składniki, poza nasionami i otrębami/płatkami, umieszczamy w blenderze i miksujemy do uzyskania jednolitej konsystencji. Podajemy z otrębami i zmielonymi nasionami.
100% satysfakcji ;) i energia na cały dzień!
Smacznego!
To musi być bardzo sycące. Może kiedyś wypróbuję.
OdpowiedzUsuńWidzę, że tak jak ja skłaniasz się ku witarianizmowi, ja też bez przerwy zaglądam na strony witariańskie, choć ciągle jeszcze gotuję i czuję się odrobinę uzależniona od potraw przetworzonych ciepłem.
Gdzie kupiłaś tak śliczne awokado? Ja jeśli pozwalam dojrzeć moim awokado zawsze w środku odkrywam brązowe zwłóknienia :(
Witaj, faktem jest, że bardziej niż sama idea witarianizmu, przemawiają do mnie zdjęcia na blogach witariańskich i fantastyczne przepisy, które tam znajduję... Do rezygnacji z gotowania jeszcze mi daleko, ale latem na pewno przejdę na dietę w 80% raw, chcę wypróbować, jak się będę czuła. Coś musi w tym witarianizmie być, skoro ludzie go stosujący mówią, że tryskają energią, są bardzo aktywni i wyglądają młodo nawet po sześćdziesiątce. Pozdrawiam serdecznie!
UsuńCiekawe poglądy.
OdpowiedzUsuńMyslę, że mój blog może cię zaciekawić
OdpowiedzUsuńJa walczę z rakiem dietą już kilka miesięcy, trzymam się z dala od lekarzy. Albo się uda albo umrę.Wszystko co zasadowe jest na porządku dziennym. Kasza jaglana, ostropest, olej lniany, pestki moreli i soda oczyszczona pomagają w kuracji (chyba skutecznie bo jest spokój). Zasada zabija raka. Zero mięsa, słodyczy, smażonego, wędzonego, w jakikolwiek sposób przetwarzanego. Natknęłam się na Twój blog szukając przepisów wegetariańskich, a piszę o tym wszystkim, żeby zachęcić czytających do dbania o swoje zdrowie przez odpowiednią dietę zanim nie będzie za późno. Wiem, że trudno zrezygnować ze "smacznych" rzeczy ale uwierzcie mi jest to możliwe (choć na początku na sam widok pyszności w żołądku aż piszczy). Nie czekajcie aż będziecie mieć przysłowiowy nóż na gardle.
OdpowiedzUsuńWitam,
Usuńbardzo dziękuję za wpis. Ja leczyłam się i nadal leczę konwencjonalnie, ale oczywiście poza tym, nie korzystać z porad ani usług lekarzy (choć w tym roku alergia daje mie się strasznie we znaki i przyjmuję okresowo środki antyhist.) Są oczywiście mądrzy, świadomi lekarze, którzy mają podejście holistyczne i takim można ufać. Ja byłam w takim momencie choroby, że bez ostrego i szybkiego leczenia farmakolog. mogłabym nie podołać. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że moim zdaniem, leczenie konwencjonalne jest odpowiednie w momencie gdy nie ma czasu na stopniowe wdrażanie zmian w życiu (odżywianie, umysł, ciało), gdy po prostu brakuje czasu. Ja go nie nie miałam, dlatego zaczęłam się leczyć i to poskutkowało - po 2 dawkach przestałam mieć bóle, po 3 mies. zaczęły się cofać przerzuty. Ale jednocześnie cały czas działałam - zioła dieta praca z umysłem i ciałem, przeorganizowanie życia i studiowanie choroby. Może jeszcze rozważysz czy jednak nie poddać się leczeniu (oczywiście jeśli zaproponują ci coś sensownego, nieobarczonego zbyt wielkim ryzykiem). Twoje stwierdzenie "albo się uda, albo umrę" wydaje mi się zbyt kategoryczne. Żyje się tylko raz (albo wiele, ale tego nie wiemy ;) i trzeba robić wszystko, żeby się ratować. Tym co robisz, o czym wspominasz we wpisie, możesz i się leczyć i minimalizować skutki leczenia. Może warto to rozważyć? W końcu dobrze mieć jakąś wiarę w ludzi, w to, że "nawet" lekarze chcą dla nas dobrze, że te wszystkie leki były tworzone dla ludzi, a nie przeciwko nim. Pozdrawiam i życzę powodzenia, Agnieszka
Zapomniałam Wam polecić algi hawajskie Spirulinę i Chlorellę, też łykam.
OdpowiedzUsuń