Dlaczego makrobiotyka?

Ten blog to dokumentacja rewolucji jaka dokonała się w moim życiu za sprawą makrobiotyki w wersji wegańskiej. Do zainteresowania się nią skłoniła mnie przebyta choroba nowotworowa. Chciałabym podzielić się moimi doświadczeniami, pomysłami na pyszne wegańskie makrobiotyczne posiłki i rozważaniami o zdrowiu i naturalnym stylu życia.
Makrobiotyka to nie tylko "dieta", ale styl życia, sposób myślenia i postępowania. Makrobiotyka, choć niektórym może wydawać się bardzo rygorystyczna (bo przecież trzeba zrezygnować z produktów pochodzenia zwierzęcego i większości tzw. normalnego jedzenia) i trudna do zrealizowania (posiłki przygotowywane są na bieżąco i kilka godzin dziennie trzeba spędzić w kuchni), jest tak naprawdę jedną wielką przygodą. Jedzenie makrobiotyczne jest pyszne, naturalne, energetyczne, służy naszemu zdrowiu, przywraca równowagę i daje jasność umysłu. Kuchnia makrobiotyczna to pole popisu dla osób kreatywnych, które lubią eksperymentować, ale jednocześnie w życiu realizują się w wielu innych dziedzinach. Im dłużej stosujesz makrobiotykę, tym mniej zastanawiasz się co ugotować, jak skomponować posiłki, wystarczy, że interpretujesz sygnały, które wysyła ci twoje ciało i po prostu gotujesz "intuicyjnie". I każdy posiłek staje się prawdziwą ucztą.


piątek, 29 marca 2013

Super szybkie ciasteczka z nasion

Bardzo mi się spodobało wyrażenie "I have a sweet tooth", które pojawiło się w jednym z wpisów na Rawmazing (po prostu uwielbiam tę stronę). Autorka przepisów jest geniuszem kulinarnym, a do tego ma świetne zdjęcia i dobre teksty. I ma "sweet tooth" - jest łasuchem, do czego sama się przyznaje. A ja, dzięki tej jej skłonności, mogę szaleć w kuchni przygotowując doskonałe surowe desery i ciasta.
Jeszcze się nie zdarzyło, żebym po odwiedzeniu Rawmazing nie zamknęła się na cztery spusty i kilka godzin w kuchni. Zawsze znajduję jakiś przepis, który mnie zainspiruje, i który koniecznie muszę wypróbować. Co niezwykłe, samo "gotowanie" daje mi tyle przyjemności, co potem kosztowanie tych cudowności, które wychodzą spod mojej ręki. Dzisiaj spędziłam w kuchni prawie 6 godzin i miałam wielką frajdę (uwielbiam tworzyć w kuchni coś nowego), a potem ogarnęło mnie wielkie zmęczenie - poczułam się jakby ktoś mi odciął dopływ energii... Ale efekty są fantastyczne i pyszne, i zdjęcia też wyszły dobre, pomimo kiepskiego światła. Zrobiłam tyle deserów, że nie zjemy ich przez Święta :)
Dzisiaj pierwszy z serii przepis na deser raw. Doskonały na każdą okazję, a szczególnie na teraz, kiedy jedzenie jest tak mało wartościowe - warzywa stare i wyschnięte na wiór (aż nie chce się ich jeść...), a owoców brak (cytrusy się nie liczą).
Super szybkie ciasteczka, które proponuję za autorką strony Rawmazing*, są bardzo energetyczne i wartościowe, z uwagi na zawartość nasion dyni, słonecznika, siemienia lnianego i kakao, a ich przygotowanie zajmuje kilka minut.




Składniki: 
1/2 szklanki rozpuszczonego tłuszczu kokosowego (ja kupuję Real Thai, w kartonie)
1/3 szklanki syropu z agawy
2 czubate łyżki kakao
2 łyżki nasion siemienia lnianego
1/2 szklanki nasion dyni
1/2 szklanki nasion słonecznika
szklanka płatków owsianych (surowych)
1/2 szklanki wiórków kokosowych
1/2 szklanki niesiarkowanych rodzynek

Przygotowanie:
1. Rozpuszczamy tłuszcz kokosowy.
2. Na suchej patelni i małym ogniu prażymy nasiona słonecznika, dyni i siemienia.
3. W rondelku do 1/2 szklanki tłuszczu kokosowego wlewamy 1/3 szklanki syropu z agawy i dodajemy kakao. Dokładnie mieszamy, aż kakao się dobrze rozpuści - nie może być żadnych grudek.
4. Do rondla wsypujemy pozostałe składniki: nasiona, płatki, rodzynki i wiórki, i wszystko razem mieszamy.
5. Masę nabieramy łyżką na dłoń i formujemy małe ciasteczka.
6. Ciasteczka wstawiamy na godzinę-dwie do lodówki.




Smacznego!

* oryginalny przepis nieco zmodyfikowałam 

2 komentarze: