W poście, który opublikowałam jeszcze latem, była mowa o wegańskich miejscach w
Berlinie. Choć Poznań ustępuje Berlinowi pod względem liczby sklepów i knajp
posiadających bogatą ofertę dla wegan, wegetarian oraz makrobiotyków, to jak na
polskie (i nie tylko polskie) standardy Poznań jest miejscem bardzo przyjaznym
dla roślinożerców:)
Przede wszystkim,
Poznań to chyba jedyne miasto w Polsce, w którym każdego miesiąca odbywa się Vegan Lunch – „impreza kulinarna”
organizowana przed grupę dziewczyn nazywających się vegan hooligan crew :)
Dziewczyny wpadły na genialny pomysł, aby raz w miesiącu organizować w jednej z
poznańskich knajp, Meskalinie, lunch z wyłącznie wegańskimi potrawami i
deserami. Co więcej, nie dość, że dziewczyny świetnie gotują, to jeszcze każda
„edycja” różni się tematycznie od poprzedniej. Tak więc w ciągu roku jest
okazja rozkoszować się smakiem potraw wigilijnych, wielkanocnych, poznać
niezliczone możliwości wykorzystania w kuchni różnych gatunków dyń oraz różnych
rodzajów kasz (jak się okazuje, mogą one przyjąć postać dowolnego dania – od
kotleta po sernik), odkryć smaki kuchni z różnych rejonów świata (przypominam
sobie lunche zainspirowane kuchnią meksykańską i indyjską), a także docenić
pospolitego ziemniaka, z którego, jak się okazuje - można wyczarować przepyszne
i zdrowe potrawy. Powinnam jeszcze dodać, że stosunek jakości tego, co jest na
lunchu serwowane do ceny jest chyba najwyższy na świecie - na wstępie płacimy 15
zł i za tę cenę możemy do woli smakować różnych wspaniałych i inspirujących
potraw. No i jest jeszcze oczywiście aspekt równie ważny jak to, co dziewczyny
serwują na lunchach, o ile nie ważniejszy – pokazanie, że weganizm nie polega
na rezygnacji czy też odmawianiu sobie czegokolwiek, bo w miejsce tego, czego
ze względu na dobro zwierząt i Ziemi decydujemy się nie kupować i nie jeść,
pojawia się w naszej kuchni wiele prostych, naturalnych i wartościowych
pokarmów i potraw.
Gdy zaczynałam moją przygodę z makrobiotyką miałam obawy,
czy dam radę zrezygnować z tego, co do tej pory jadłam, a co z punktu widzenia
makrobiotyki nie pozwala odzyskać równowagi w odżywianiu i ogólnie w życiu
(pokarmy zwierzęce, rafinowane, cukier, „czyste” węglowodany itp.). Właśnie tak
na to patrzyłam – jak na rezygnację. Jednak już na samym początku okazało się,
że rezygnacja nie oznaczała żadnego zubożenia mojej diety, a wręcz przeciwnie,
jej ogromne wzbogacenie o pokarmy i produkty, których do tej pory nie znałam,
lub nie wiedziałam w jaki sposób wykorzystywać je w zdrowej i inspirującej
kuchni. Tak samo jest z weganizmem – rezygnacja z produktów zwierzęcych to
tylko pozorne zubożenie jadłospisu, bo w ich miejsce pojawia się mnóstwo innych
wartościowych i smacznych produktów i pokarmów (który z mięsożerców
wykorzystuje regularnie w kuchni wodorosty, algi, kilkanaście rodzajów kasz,
fasolek i soczewic?).
Wracając do głównego wątku tego posta, Vegan Lunch to „impreza” z misją, której
celem jest dotarcie przez żołądek do rozumu, do świadomości ludzi, którzy już
samym przyjściem na taki lunch pokazują otwartość na weganizm, choć oczywiście
są też tacy, którzy po prostu korzystają z możliwości najedzenia się do woli za
pół darmo. Chciałabym wierzyć, że choć 10 procent nie-wegan, którzy odwiedzą
wegański lunch w Meskalinie, zacznie na serio rozważać rezygnację z mięsa i
pokarmów pochodzenia zwierzęcego, lub przynajmniej znacznie ograniczy ich
spożycie. Dobrze byłoby, gdyby niezwykła energia organizatorek lunchu i ich
trud (bo przygotowanie lunchu dla kilkudziesięciu osób to naprawdę poważne
zadanie) nie poszły na marne. Trzeba być dobrej myśli :)
Kolejnym punktem na
wegańskiej mapie Poznania jest Kwadrat
– knajpka mieszcząca się tuż obok Starego Rynku na ulicy Woźnej. Działa ona od
października 2011 roku i od tego czasu miałam okazję spróbować większości z występujących
w menu potraw i deserów. W Kwadracie codziennie zmienia się danie
dnia: są to najczęściej makarony lub kasze z warzywami i sosem lub zupy,
wszystko zawsze doskonale przyrządzone, doprawione, niezwykle smaczne i
pożywne. Jednak moim zdaniem, specjalnością tego lokalu są ciasta wypiekane
przez właścicieli, które wyglądem przypominają ciasta z najznakomitszych
cukierni/piekarni, tylko z tą różnicą, że są w 100% wegańskie. Trzeba też
dodać, że ceny w Kwadracie nie są
wygórowane w stosunku do jakości (i ilości) serwowanego jedzenia. Poza daniami dnia, na pewno warto wybrać się
tam na naleśniki pełnoziarniste, pyszne sałaty, tosty pełnoziarniste, grzanki
panini, a latem – na pyszne koktajle i wegańskie, organiczne lody. Jeśli nie
jesteście przekonani, czy warto zjeść lunch lub podwieczorek w Kwadracie, to
zajrzyjcie na profil na Facebook’u i obejrzyjcie zdjęcia :)
Poza Kwadratem,
weganie z Poznania i okolic mogą też znaleźć coś dla siebie w organicznej Ekowiarni i działającej od niedawna jej
knajpce – siostrze Niesiarkowanej (obie
znajdują się w okolicach ulic Ratajczaka i Taczaka oraz Pasażu Apollo). Zaletą
obu knajpek jest wysokiej jakości żywność – wszystkie potrawy, desery i ciasta
przygotowywane są na miejscu, na świeżo i wyłącznie z organicznych,
ekologicznych składników. Podobnie zresztą napoje – bogaty wybór herbat
(ziołowych, ale nie tylko), kawy („normalne”, ziołowe i zbożowe), piwa, wina i
soki – wszystkie są „eko” i „organic”. Moim ulubionym daniem są zapiekanki z
kaszy gryczanej, zupy (codziennie inna), a także ciasta, które są po prostu
mistrzostwem świata (np. gryczane ciasto czekoladowe, żytnie razowe muffiny,
daktylowiec…).
Ekowiarnia i Niesiarkowana nie są knajpkami
wegańskimi, ale są w 90% wegetariańskie, przy czym oferta wegańska, a także dla
osób nietolerujących glutenu, jest dość różnorodna i zawsze można poprosić o
zmianę składników, gdyż wszystko przygotowywane jest na bieżąco dla konkretnego
klienta. Oczywiście można tutaj też wypić wegańskie cappuccino czy latte, a
latem zjeść wegańskie lody na bazie mleka ryżowego. Ceny są „umiarkowanie wysokie”
w porównaniu z Kwadratem, ale nie w
porównaniu z tzw. suszarniami (restauracjami japońskimi), czy też innymi
restauracjami serwującymi dania kuchni świata (indyjskimi, meksykańskimi,
greckimi lub chińskimi). Poza dobrą kuchnią, w obu knajpkach co jakiś czas mają
miejsce różne wydarzenia – pokazy filmów, warsztaty, spotkania tematyczne, targi
rzemiosła artystycznego lub produktów ekologicznych i wiele innych.
A
gdzie na zakupy?
To dość istotne
pytanie zważywszy na to, że wegańskie
nie zawsze równa się makrobiotyczne,
a poza tym makrobiotyka wiąże się z samodzielnym przygotowywaniem posiłków i
dostosowywaniem jadłospisu do potrzeb naszego organizmu, które zmieniają się w
zależności od naszego samopoczucia, aktualnego stanu zdrowia, stopnia
aktywności, pory roku, pogody… Codzienność makrobiotyka to jednak gotowanie w
domu, natomiast lunch lub kolacja gdzieś poza domem, nawet jeśli mamy dostęp do
wegańskiego lokalu, to wyjątek od reguły (ale jak ważne jest, żeby taką
możliwość w ogóle mieć!).
Gotowanie w domu
oznacza zakupy niezbędnych produktów. Na szczęście w Poznaniu znajduje się
kilka sklepów z tzw. zdrową żywnością (m.in. na ul. Fredry i Podgórnej oraz na
placu C. Ratajskiego), z których moim ulubionym jest sklep Vita Natura na ul. Zeylanda 11. Jest to sklep samoobsługowy,
znakomicie zaopatrzony (także w produkty typowo makrobiotyczne, jak miso, sosy
sojowe tamari i shoyu, tofu i wodorosty) i o niewygórowanych cenach. Można tam kupić
także ekologiczne warzywa i owoce.
Jeśli już o
warzywach i owocach mowa, to od pewnego czasu działa na terenie Poznania i
okolicznych gmin firma Wiem co jem,
która specjalizuje się w bezpośredniej sprzedaży żywności od lokalnych rolników
i producentów. Sprzedaż prowadzona jest wyłącznie internetowo, a dostawa towaru
(każdego dnia w innym rejonie) wliczona jest w cenę zamówienia. Wiem co jem oferuje warzywa i owoce od
lokalnych rolników (również z uprawy ekologicznej), które przechowywane są w
naturalny sposób (np. marchew przechowuje się zimą w ziemi zamiast w chłodni).
Firma nie posiada żadnego magazynu, gdyż zamówione przez nas towary są
odbierane od producenta w dniu dostawy. Nie dość, że jakość tych warzyw i
owoców jest faktycznie lepsza niż tych kupionych w markecie (miałam okazję
przekonać się o tym wielokrotnie), to jeszcze takim zakupem wspieramy lokalnych
producentów i nie przyczyniamy się do zanieczyszczania środowiska przez daleki
transport (np. zamiast kupować marchew z pobliskiego gospodarstwa, kupujemy w
markecie marchew, która „przyjechała” z Belgii lub Holandii). Ceny w marketach
są średnio 10% niższe niż w Wiem co jem,
ale gdy wybierzemy tę drugą opcję, to jakość tego, co znajdzie się na naszym
talerzu będzie o 100% wyższa. Mam nieco mieszane uczucia polecając ten sklep, gdyż sprzedaje się w nim również mięso (o zgrozo, na Święta polecają jagnięcinę), ale z drugiej strony działalność Wiem co jem ma również wiele dobrych stron...
Kończąc ten przydługi, ale mam nadzieję, że przydatny, kulinarny "spacer" po Poznaniu, można optymistycznie
stwierdzić, że Poznań jest miejscem przyjaznym weganom i makrobiotykom, i że
wcale nie trzeba mieszkać w Berlinie, aby mieć łatwy dostęp do ekologicznych,
naturalnych, wysokiej jakości wegańskich produktów, ani też by bywać na
fantastycznych wegańskich lunchach :).
Oby tak dalej!
PS. Wszystkie fotki opublikowane w tym poście pochodzą ze stron tych wszystkich miejsc, które tutaj opisałam, i do których linki umieściłam w tekście.
Fajny blog, będę śledzić:)
OdpowiedzUsuńDziękuję i zapraszam :)
OdpowiedzUsuńHej, nominowałam Cię do Liebster Award na moim blogu:)
OdpowiedzUsuń